Hej, to ja... jeśli mnie jeszcze pamiętacie ;-) Dłuuuugo nas nie było, ale może teraz uda mi się zaglądać w miarę regularnie. Ale chyba zaległości nie dam rady nadrobić... Niestety nie było łatwo, i zupełnie nie miałam kiedy tu do Was zajrzeć, choć bardzo tęskniłam. Mam okropnie dużo pracy, byłam 1,5 tyg na zwolnieniu na Martusię- pochorowało nam się biedactwo bardzo, ale już jest OK i dziś poszła po raz pierwszy od prawie trzech tygodni do żłobka- oj ciężko było... tydzień przed tym jak poszłam na zwolnienie, Martuś była u mojej mamy, ale choróbsko nie chciało się poddać tak łatwo. Dziś w pracy nie wiem, w co mam ręce włożyć- już mam dość, więc stwierdziłam, że chrzanię wszystko i wpadam na BB :-) wszyscy, którzy nie dostali urlopów (bo ktoś przecież musi pracować) snują się sennie po biurze, a ja jedna haruję jak wół, ile można. Okazało się, że dziewczyna, z którą pracuję, jest do niczego, dziś jej nie ma bo siedziała całymi dniami sama jak mnie nie było, to dostała wolne. Ale jak ją dorwę, to chyba nogi z tyłka powyrywam. A tak, żeby było zabawniej, to wróciłam na studia, jako że za długo zwlekałam, to zamiast na ostatnim semestrze magisterskich jestem na ostatnim semestrze inżynierskich
bo jednolitych magisterskich na moim kierunku już nie ma... no ale to moja wina, jak się na pierwszym miejscu stawia pracę a nie studia to się tak wychodzi... całe szczęście, że mi wszystko zaliczą, tylko różnice programowe muszę zrobić- czyli 2 przedmioty, no i okazało się, że te zajęcia są jednego dnia zaraz po sobie- ale to studia dzienne, więc muszę jednego dnia wychodzić wcześniej z pracy, a następnego zostawać dłużej, bo przecież godziny muszą się zgadzać
a tego, że rzadko wychodzę o czasie, zwykle sporo później, to oczywiście nikt nie widzi.
Mój mąż miał pisać pracę magisterską, ale tak się porobiło u niego w pracy, że pracuje nie 8, a jakieś 10-12 godzin albo i dłużej czasami... no więc ogólnie porażka
ale co tam, damy radę jakoś