- Dołączył(a)
- 30 Czerwiec 2013
- Postów
- 3
Jestem tu pierwszy raz i nie wiem od czego zacząć.
Może napisze w skrócie moją historię. Byłam z pewnym panem 5lat (był to burzliwy związek, partner co chwile odchodził i wracał do mnie a ja zakochana po uszy przyjmowałam go z otwartymi ramionami) w lutym zeszłego roku zaszłam w ciążę pod koniec lutego rozstaliśmy się 'definitywnie' po czym 5 marca dowiedziałam się że jestem w 5tc. Powiedziałam o wszystkim tatusiowi ale on wyparł się dziecka, zrobił ze mnie panią lekkich obyczajów. Przez całą ciąże byłam sama w niczym mi nie pomagał nie wspierał ani psychicznie ani fizycznie ani finansowo. W listopadzie urodził się mój synek, tatuś odwiedził nas w szpitalu spojrzał na małego i stwierdził że on podobieństwa nie widzi i zaczął mi mówić o swojej nowej partnerce (związali się w październiku). Tatuś chciał robić testy DNA ja nie miałam nic przeciwko bo byłam pewna że on jest ojcem. Złożyłam pozew do sądu bo gdybym miała czekać aż zrobi testy z własnej woli to czekałabym do pełnoletności synka albo i dłużej... Sprawę sądową mieliśmy pierwszą w marcu a drugą na początku czerwca. Tatuś widział synka tylko pierwszy raz w szpitalu a później tylko w sądzie i na testach DNA. Na ostatniej sprawie przyznali mi alimenty w wysokości 450zł. z wyrównaniem od grudnia i miał spłacić wszystko do 10 czerwca. Do dziś nie dostałam ani grosza. Poszłam z tym do komornika. Tatuś jakoś tydzień po sprawie sądowej spotkał się ze mną żeby powiedzieć mi że pierwsze alimenty zapłaci mi w lipcu jak dobrze pójdzie i korzystając z okazji powiedział : "przez te 7 miesięcy miałem nadzieję że to nie jest mój dzieciak" ! Poczułam się wtedy jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Jakieś 2 tyg później przyjechał załatwić jakąś sprawę i przy okazji spotkać się z synem pobawił się nim godzinkę i pojechał do siebie... Wczoraj dzwonił do mnie że chce przyjechać i zobaczyć dziecko (zobaczyć, jakby to była wystawa sklepowa). A że ja wyjeżdżałam to stwierdził że nie będzie przyjeżdżał chociaż powiedziałam że mogę wrócić na daną godzinę do domu i może się z nim spotkać. Powiedział także że jeśli ja robię mu na złość i poszłam do komornika to żebym się nie zdziwiła jak dostanę wezwanie do sądu bo on będzie chciał małego zabierać do siebie na weekendy. Traktuje synka jak kartę przetargową i przyjeżdża kiedy mu się chce a wszystko z tym sądem robi tylko po to żeby zrobić mi na złość. Ja nie chcę utrudniać mu kontaktu z małym, uważam że dziecko potrzebuje ojca tak samo jak matki ale chciałabym żeby te spotkania były przy mnie. Dodam że tatuś nie jest zbyt odpowiedzialny. Ciągłe imprezy, dziewczyny, alkohol, pracę zmienia jak rękawiczki, wynajmuje pokój w mieszkaniu studenckim nawet nie ma swojego tylko dzieli go z jakimś studentem. Już naprawdę nie wiem co mam robić. Boję się że jak on weźmie synka do siebie to może mu zrobić krzywdę. Nie zna jego w ogóle. Nie wie co mały lubi jeść a czego nie lubi, nie wie kiedy chce spać, kiedy i jak go kąpać, czym go smarowaś (synek ma alergie skórne), kiedy go karmić, jak się z nim bawić, kiedy go przebierać. Nie wie nic na jego temat bo w ogóle się nim nie interesuje. Ponadto jest agresywny, nie ma cierpliwości, jak tylko coś go zdenerwuje to krzyczy, rzuca rzeczami które ma pod ręką itp. Proszę doradźcie co w takiej sytuacji mogę zrobić. Może ktoś z Was ma/miał podobną sytuację? Strasznie się boję:-(
Ps. Tatuś ma ograniczone prawa do dziecka (może współdecydować w wyborze szkoły i leczenia), miejscem pobytu dziecka jest każdorazowe miejsce pobytu matki (co by to nie znaczyło), synek ma moje nazwisko.
Może napisze w skrócie moją historię. Byłam z pewnym panem 5lat (był to burzliwy związek, partner co chwile odchodził i wracał do mnie a ja zakochana po uszy przyjmowałam go z otwartymi ramionami) w lutym zeszłego roku zaszłam w ciążę pod koniec lutego rozstaliśmy się 'definitywnie' po czym 5 marca dowiedziałam się że jestem w 5tc. Powiedziałam o wszystkim tatusiowi ale on wyparł się dziecka, zrobił ze mnie panią lekkich obyczajów. Przez całą ciąże byłam sama w niczym mi nie pomagał nie wspierał ani psychicznie ani fizycznie ani finansowo. W listopadzie urodził się mój synek, tatuś odwiedził nas w szpitalu spojrzał na małego i stwierdził że on podobieństwa nie widzi i zaczął mi mówić o swojej nowej partnerce (związali się w październiku). Tatuś chciał robić testy DNA ja nie miałam nic przeciwko bo byłam pewna że on jest ojcem. Złożyłam pozew do sądu bo gdybym miała czekać aż zrobi testy z własnej woli to czekałabym do pełnoletności synka albo i dłużej... Sprawę sądową mieliśmy pierwszą w marcu a drugą na początku czerwca. Tatuś widział synka tylko pierwszy raz w szpitalu a później tylko w sądzie i na testach DNA. Na ostatniej sprawie przyznali mi alimenty w wysokości 450zł. z wyrównaniem od grudnia i miał spłacić wszystko do 10 czerwca. Do dziś nie dostałam ani grosza. Poszłam z tym do komornika. Tatuś jakoś tydzień po sprawie sądowej spotkał się ze mną żeby powiedzieć mi że pierwsze alimenty zapłaci mi w lipcu jak dobrze pójdzie i korzystając z okazji powiedział : "przez te 7 miesięcy miałem nadzieję że to nie jest mój dzieciak" ! Poczułam się wtedy jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Jakieś 2 tyg później przyjechał załatwić jakąś sprawę i przy okazji spotkać się z synem pobawił się nim godzinkę i pojechał do siebie... Wczoraj dzwonił do mnie że chce przyjechać i zobaczyć dziecko (zobaczyć, jakby to była wystawa sklepowa). A że ja wyjeżdżałam to stwierdził że nie będzie przyjeżdżał chociaż powiedziałam że mogę wrócić na daną godzinę do domu i może się z nim spotkać. Powiedział także że jeśli ja robię mu na złość i poszłam do komornika to żebym się nie zdziwiła jak dostanę wezwanie do sądu bo on będzie chciał małego zabierać do siebie na weekendy. Traktuje synka jak kartę przetargową i przyjeżdża kiedy mu się chce a wszystko z tym sądem robi tylko po to żeby zrobić mi na złość. Ja nie chcę utrudniać mu kontaktu z małym, uważam że dziecko potrzebuje ojca tak samo jak matki ale chciałabym żeby te spotkania były przy mnie. Dodam że tatuś nie jest zbyt odpowiedzialny. Ciągłe imprezy, dziewczyny, alkohol, pracę zmienia jak rękawiczki, wynajmuje pokój w mieszkaniu studenckim nawet nie ma swojego tylko dzieli go z jakimś studentem. Już naprawdę nie wiem co mam robić. Boję się że jak on weźmie synka do siebie to może mu zrobić krzywdę. Nie zna jego w ogóle. Nie wie co mały lubi jeść a czego nie lubi, nie wie kiedy chce spać, kiedy i jak go kąpać, czym go smarowaś (synek ma alergie skórne), kiedy go karmić, jak się z nim bawić, kiedy go przebierać. Nie wie nic na jego temat bo w ogóle się nim nie interesuje. Ponadto jest agresywny, nie ma cierpliwości, jak tylko coś go zdenerwuje to krzyczy, rzuca rzeczami które ma pod ręką itp. Proszę doradźcie co w takiej sytuacji mogę zrobić. Może ktoś z Was ma/miał podobną sytuację? Strasznie się boję:-(
Ps. Tatuś ma ograniczone prawa do dziecka (może współdecydować w wyborze szkoły i leczenia), miejscem pobytu dziecka jest każdorazowe miejsce pobytu matki (co by to nie znaczyło), synek ma moje nazwisko.