reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

no to na mnie kolej;-)
ja sama tak sobie myślę, że miałam powtórkę z "rozrywki" dwa lata temu, bo zaczęło się identycznie... tylko teraz trwało troszkę krócej, ale teraz od początku...
Termin miałam na 8 lipca, ale cały dzień nic się nie ruszało... siedziałam w pełnej gotowości, bo miałam nadzieje na terminowe rozwiązanie... ale tak minął cały dzień, poszłam się w końcu myć i położyłam się do łóżka... było ok. godz 21 i tak sobie pomyślałam, że chyba jednak się Juniorek ruszy... czułam to chyba tylko i wyłącznie w moczu, bo żadnej akcji nie było:no: ale dużo się nie pomysliłam, bo obudziłam się o 22.47 -> wody mi odeszły;-) byłam w siódmym niebie:-) obudziłam D, żeby nie jechał zaspany, a on zamiast dać mi się ubrać na spokojnie to od razu pobiegł po teściową (piętro niżej), żeby z Natalką miał kto zostać... a my się wybraliśmy do szpitala... tam musieliśmy chwilę poczekać, bo był początek pełni, więc masakrycznie dużo pacjentek mieli i się nie wyrabiali z papierami... i tak po północy miałam zrobione usg (3700g) i powędrowałam na patologię, gdzie wbili mi wenflon, bo o 6 rano miałam dostać antybiotyk gdyby się żadna akcja nie zaczęła... ale na szczęście zaczęło się... na patologii leżałam pod ktg i skurcze od razu co 3-4minuty... początkowo do zniesienia, a potem już bolesne regularne, więc powędrowałam sobie na porodóweczkę;-) tam następne ktg, w końcu po 4 rano zadzwoniłam po D, żeby wracał (wczesniej odesłali go do domu, ale na to był przygotowany:tak:). i tak się jeszcze chwilę pomęczyłam, a pozniej ... jak zaczęły mi się skurcze parte, tak myslalam ze nie wytrzymam... w koncu kazali mi się połozyc na łózku i zaczynamy rodzic... nie miałam już siły nawet oddychac, wiec ręce i nogi mi zdrętwiały (D. mówi że mu prawie palce połamałam:-D). Parło mi się okropnie, czułam się jakby mi się akcja cofała:baffled:. ALe na szczęście w końcu się udało-> wyszła główka i już było z górki... tylko mały był siny (przez to moje nieszczęsne oddychanie), ale 10 pkt zarobił:) We czwartek 9lipca o 6.05 był już z nami:-) 3 szwy na pęknięte krocze założone i po 8.00 już bylismy na sali matki z dzieckiem...
W sobotę się okazało, że muszę dostac kilka zastrzyków z oksytocyny i antybiotyk, ale już jest wszystko ok... z antybiotykiem mogę funkcjonować, a wolę to niż leżenie w szpitalu:tak:
 
reklama
To i ja cos opowiem:-)
Po wykryciu u mnie cholestazy ciezarnych pod koniec 38tc lekarz wyslal mnie do szpitala na patologie ciazy gdzie mieli wywolac u mnie porod. Trafilam tam w piatek i po badaniu doktor stwierdzil, iz mam juz rozwarcie na 2 palce i jak nie urodze w nocy, to napewno w sobote rano.
Maz wziol urlop i czuwal przy telefonie. Oczywiscie nic sie nie wydarzylo. Rano kazali mi sie zatem spakowac i wyslali na sale przedporodowa. Tam polezalam 4 godz i poproszono mnie o ponowna przeprowadzke na patologie bo brakuje lozek:eek:
Zatem wrocilam. Maz poszedl do ordynatora pytac co dalej ze mna. Lekarz powiedzial, ze powinni mi wywolac porod ale nie zdecyduje sie na to na patologi a na przedporodowej nie maja dla mnie lozka:wściekła/y: Przy okazji pocieszyl, ze pewnie i tak urodze w nocy:baffled: Jednak kroplowke dal.
W niedziele rano (oczywiscie nie urodzilam) na obchodzie uslyszalam, ze jak tylko zwolni sie lozko wysylaja mnie na przedporodowa i dostane kolejna kroplowke na wywolanie. Na przedporodowa trafilam popolodniu, dostalam kroplowke (teraz litrowa) i poinformowana, ze moze sie zaczac w kazdej chwili czekalam na pierwsze symptomy. Symptomow brak.
Poniedzialek rano kolejne badanie, rozwarcie na 3 palce. Lekarz podal mi grobulke dopochwowa i kolejna wrozbe, ze pewnie urodze w przeciagu kilku godzin.
Oczywiscie nic takiego sie nie stalo:no: Wieczorem wpada do mnie polozna kaze sie pakowac, zabrala moje bety i zaprowadzila na sale porodowa. Oczywiscie pelna nadzieji zadzwonilam po meza. Na sali porodowej dostalam kolejna kroplowke i zapewnienie, ze teraz to napewno:laugh2:
Takze lezalam sobie na sali porodowej, kroplowka kapala a ja przysypialam z nudow:-D Lekarz nie mogl sie nadziwic wkoncu sie poddal i ponownie wyslal na przedporodowa, wciskajac wczesniej kolejna grobulke dopochwowa.
Urodzic mialam w nocy:rofl2:
Rano swieza i bezbolowa poszlam na kolejne badanie. Wyrok: rozwarcie na 5 palcow:szok: Oczywiscie zero boli czy najmniejszych skurczy. Kolejna grobulka. Za dwie godziny kolejne badanie. Oczywiscie sytuacja bez zmian. Zero boli rozwarcie nadal na 5. Kolejna grobolka miala zdzialac cuda. Na ten czas bylam juz ta sytuacja tak zmeczona i wkurzona, ze wszystko wydawalo mi sie niezwykle zabawne, choc takie nie bylo.
Bo co w tym smiesznego jak lekarz wmawia mi ze skorcze i bole miec musze, a ja ich nie mam:baffled: Jak na porod od 3 dni sie czeka a tu nic:no:
Dziewczyna z ktora lezalam na przedporodowej patrzec na mnie nie mogla. Ona zwijala sie z bolu przy rozwarciu na 2 palce, a ja mam 5 i ani skurczu:sorry:
Wkoncu pewna niesamowita polozna powiedziala mi: zajme sie pani i dzis pani urodzi. Oczywiscie podeszlam ze sceptyzmem.
Kolejna kroplowka. Po jakims bezbolowym czasie wola mnie na badanie i..........Nic nowego.
Pani polozna mowi, ze pomoze mi urodzic. Kazala w pewien sposob przec jakbym rodzila i wkoncu z jej pomoca odeszly mi wody plodowe.
Po tym zabiegu polozna kazala spacerowac po korytarzu. Tak tez zrobilam (nadal pelna sceptyzmu:laugh2:) WKONCU zaczely sie skurcze i bole (miedzyczasie dostalam pozwolenie na wonistego loda:-)) Jak tylko go zjadlam skurcze tak sie nasilily, ze wrocilam do pokoju przedporodowego. Pania z rozwarciem na 2 palce zabrali juz na porodowke (slyszalam jak rodzi).
Bol z kazda minuta narastal. Nagle w przeciagu pol godziny umieralam z bolu. To bylo straszne. Przyszla MOJA polozna i podpiela mnie pod KTG bo nie wiezyla, ze tak boli (darlam sie w nieboglosy:zawstydzona/y:) KTG potwierdza, bol jak cholera:-(
Polozna bada mnie i stwierdza ze rozwarcie nadal na 5 palcow i kaze czekac.
Po moich kolejnych koncertach wraca sprawdzic rozwarcie, a tu niespodzianka. Nadal 5 palcow. Moja kochana pani polozna ponownie stwierdza, ze mi pomoze. Postawila meza na czatach przy dzwiach i kazala przec przy kolejnych bolach.
Nagle w przeciagu kilku minut polozna zalatwila mi rozwarcie na 9 palcow:-)
Oczywiscie z mojego loza pozostala krwawa scena:baffled: Ja natomiast pobieglam (doslownie) na sale porodowa. Musialam zdazyc przed kolejnym skuczem bo padlabym w polowie drogi.
Tam kolejne męki a rozwarcie nie postepuje. Kolejna kroplowka, oczywiscie welfron sie zatkal, wiec w najwiekszych bolach wbijali mi igle w zyle.
Ponownie polozna sie wtracila i zaczelam rodzic. Zawolano lekarza i urodzilam, po zalednie 3 godz odkad pani polozna wycisnela ze nie wody:laugh2:
Pozniej juz tylko szybciutko urodzilam lozysko i lekarz zaczal mnie zszywac.
Co najlepsze na suficie wisiala lampa w ktorej sie wszystko odbijalo, takze mialam okazje zobaczyc cala operacje na zywo:-D

Tak wygladal moj nietypowy porod:-)
Najlepsze, ze podczas zszywania lekarz podal mi az 3 zastrzyki znieczulajace, ktore oczywiscie niezadzialaly:baffled: Lekarz nie mogl nadziwic sie mojej odpornosci na chemie:rofl2: Dziwna sprawa ale ciaza roznie wplywa na organizm.
Teraz pelna wdziecznosci do pani poloznej ciesze sie nareszcie maciezynstwem:-D
 
Postanowiłam wam opisać moją akcję
9 lipca poszłam do szpitala ze skierowaniem i położyli mnie bo okazało się że mam za wysokie ciśnienie 10 lipca ordynator zadecydował że w poniedziałek 13 lipca zrobią cesarkę i tak spędziłam weekend na oddziale ale żeby tego było mało w niedzielę 12lipca rano poszłam pod prysznic a tam patrze że leci jakiś krwawo-brązowy śluz poszłam do pielęgniarki a ona czy mam jakieś skurcze a ja że nie więc stwierdziła ze poczekamy i tak przechodziłam całą niedzielę . A w poniedziałek gdzieś o 3:30 zaczęły się skurcze co 9-10 minut o 5zaczęły mi się sączyć wody poszłam do pielęgniarki ona wezwała lekarza ten mnie zbadał i stwierdził ze rozwarcie jest na 1,5 cm i mam poczekać do obchodu(który jest o 8) więc czekałam .Obchód przyszedł i ordynator mówi że idę na tą zaplanowaną cesarkę bo nie chce ryzykować z moim ciśnieniem to teraz czekam tylko na anestezjologa a on sobie przyszedł do pracy na 10 i zaraz przyszedł do mnie na wywiad a ja już miałam skurcze co 5 minut chciał mnie znieczulać w kręgosłup ale ja się nie zgodziłam powiedziałam że pod ogólny tylko znieczuleniem i już wtedy poszło szybko i o 10:50 ZUZIA była na świecie
 
veritaserum71 takiej cierpliwości to pozazdrościć. Ale gratuluję dzieciątka:-)
słońce1 szybciutko....:-)
Każdy poród inny, ciekawa jestem jak mój będzie wyglądał... Na pewno jakoś będzie;-)
 
Dziewczyny, to teraz moja opowieść. Będzie dosyć krótka. W poniedziałek 13.07 miałam zdjęty pessar i odstawiony fenoterol. Tego dnia i we wtorek pobolewał mnie brzuch od czasu do czas, ból podobny do tego przed okresem. Byłam pewna, że to jakieś skurcze przepowiadające. Wcześniej ich nie czuałam z powodu leków. Rozmawiałam z moją lekarką na temat porodu w wodzie, bo innego nie chciałam. W moim szpitalu była taka możliwość.
W środę poszłam do laboratorium zrobić ostatnią morfologię i badanie moczu. Wróciłam o 10, upał był niemiłosierny. Odpoczęłam trochę, wyskoczyłam na małe zakupy i zaczęłam przygotowywać obiad. Pobolewał mnie brzuch, znowu tak jak przed okresem. Kładłam się na chwilę, bo myślałam, że to ze zmęczenia. W końcu zaczęłam zapisywać godziny występowania skurczów. Trochę się zdziwiłam, bo były regularne i to co 5-7 minut. Wzięłam prysznic, stwierdziłam, że jeśli to nie to, to przejdzie. Ale nie przeszło. Zadzwoniłam do mojej położnej, ale nie chciałam jej jeszcze fatygować. Kazała nam przyjeżdżać. Mąż na szczęście był w domu, więc się szybko zebraliśmy. Do szpitala mamy 10 minut. Byliśmy tam o godzinie 15.20. W izbie przyjęć okazało się, że zostajemy. Rozwarcie na 2 cm. Skurcze były coraz mocniejsze. Cały czas starałam się chodzić. Nie chciałam abosolutnie leżeć. Po wszystkich formalnościach w izbie przyjęć przeszłam na KTG (rozwarcie 4 cm), przyjechała też moja położna, było około 16. Bolało już bardzo konkretnie, odeszły wody (rozwarcie 7-8 cm, godzina 16.40). Chciałam już wejść do wanny, ale położna kazała czekać na pełne rozwarcie. Po wejściu do wody poczułam dużą ulgę. Bóle były silne, chwilkę jeszcze nie parłam. Potem zaczęły się bóle parte. Przy końcu położna zwołała pół personelu z odzdziału (taką sensacją ciągle dla nich jest poród w wodzie), ustawili się dookoła wanny. Ale mi już było wszystko jedno. Michał pojawił się na świecie o 17.30. Mąż był cały czas z nami, spisał się bardzo dzielnie, był wielkim wsparciem. Przeciął Maleństwu pępowinę. Zabrali go na badania. Co istotne w ogóle nie było konieczne nacięcie krocza. Doszło tylko do lekkiego pęknięcia. Po porodzie czułam się tylko trochę zmęczona i niezbyt obolała.
Powiem Wam jedno, jak będziecie miały możliwość kiedyś rodzić w wodzie, albo Wasze znajome to polecam z całego serca.
 
reklama
wow Joanna moje gratulacje, ale dzielna jestes i jak szybciutko poszlo, ja marzylam cale zycie o porodzie w wodzie ale tu w irlandii dwa lata temu byl wypadek, malenstwo za dlugo bylo pod woda i zmarlo i od tej pory nie ma tu nigdzie porodow w wodzie jedynie w pierwszej fazie mozna skorzystac z wanny tylko w celach relaksacji:(
 
Do góry