reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody (bez komentarza)

reklama
U mnie bedzie dlugi opis... :szok:


Pierwszy symptom miałam na noc przed porodem - męczyły mnie wymioty i biegunka (organizm się oczyszczał przed porodem) i dlatego tez bardzo się martwiłam czy aby nie zacznie się cala akcja w samego sylwestra...Bałam się tego bo tu ciężko jest wezwać taxi w zwykłą weekendowa noc, a co dopiero w sylwestrową! Nie mówiąc już o tym, ze ciężko byłoby ściągnąć Usmana z pracy...
Daniel chyba wziął pod uwagę moje prośby bo zaczął wychodzić na świat w noc przed sylwestrem
smiley14.gif


Jeszcze o 21skype'walam sobie z wujostwem z Polski, którym urodziła się córeczka 4miesiace temu, wiec tematem naszych rozmów były symptomy porodu i pierwsze chwile z noworodkiem..I już w trakcie tej rozmowy zaczęłam czuć silniejsze niż zwykle skurcze a ich częstotliwość była już dla mnie co najmniej niepokojąca i zastanawiająca...

Po rozmowie postanowiłam wypróbować sposób na wykrycie skurczyporodowych podany przez jedna z położnych - 2tabl. No-spy + kapiel -> jeśli skurcze mina to znaczy ze to byly tylko te ćwiczebne, jeśli nadal będą wyczuwalne i nie zmniejsza swojej częstotliwości-> to czas zwijać się do szpitala na porodówkę...

Po kąpieli skurcze nie ustąpiły a stały się regularne... ból obejmujący krzyże i brzuch pojawiał się już co 5minut...Napisałam sms do męża,ze "chyba się zaczęło wiec jeśli dasz rade to wróć wcześniej z pracy" - to było ok północy, a on w piątki pracuje zwykle do 1.30-2.00 w nocy, no a sama zaczęłamsię dopakowywać a w przerwach pomiędzy skurczami umyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż, włożyłam soczewki, przymierzyłam kilka ciuchów, bo nie mogłam się zdecydować co będzie wygodniejsze?;)) W sumie to całkiem spokojna byłam;) Za to mój mąż spanikował i praktycznie po 20 minutach przyjechał do domu :D Zadzwoniłam do szpitala na porodówkę żeby ich uprzedzić, ze przyjeżdżam no i ruszyliśmy w drogę. Do szpitala nie mamy daleko - jakieś 15min samochodem, ale skurcze stały się już tak bolesne, ze ta podróż wydawała mi się koszmarnie długa i ciężka!

W szpitalu położna oceniła moje rozwarcie na 3 cm wiec kazała się nam rozgościć
laughing.gif
Do dyspozycji mieliśmy duży pokój porodowy, gdzie miałam wszelki "niezbędny"sprzęt typu, piłka mała i duża, wanna, poduchy, drabinkę przy ścianie (o dziwo właśnie to najbardziej się sprawdziło u mnie w czasie skurczy - trzymałam się kurczowo szczebelek u drabinki, pochylając swój tułów w dol i to mi conieco pomagało), i inne. Położna poradziła jak najwięcej się ruszać - to pomaga dziecku na prawidłowe ułożenie się i na szybsze otwieranie się szyjki. A wiec razem z mężem zwiedzaliśmy szpital ... nikt nas nie kontrolował, mogliśmy chodzić gdzie chcieliśmy ;)
OK godz. 3 nad ranem skurcze stały nie do wytrzymania - w momencie kiedy przychodziły (a byłoto już co 2-3min) zamierałam w bezruchu i bezdechu...Bol, którego nie jest się w stanie opisać...
Dlatego tez poprosiłam o podanie mi znieczulenia zewnątrzoponowego, mimo, iż wiedziałam ze to może opóźnić całą akcje porodowa,bo będąc pod znieczuleniem nie będę mogła się ruszyć z lóżka. W międzyczasie położna sprawdziłam rozwarcie i niestety powiększało się bardzo powoli, ok 0,5cm na godzinę. Jak mi powiedziała, ze urodzę prawdopodobnie ok 14-15 to zdębiałam! Słyszałam o tym, ze pierworódki długo rodzą, po kilkanaście godzin, ale jakoś tak nie wierzyłam ze i mnie to będzie dotyczyć.. .Głupia myślałam, że to potrwa3-4godzinki
smilie8.gif


Anestezjolog spaprał robotę. Do końca nie wiem co się wtedy stało ale wiem, że to właśnie znieczulenie spowodowało moje późniejsze problemy po porodzie...


Czułam jak mi się wbija do dolnej części kręgosłupa i to parę razy...Uczucie okropne, taki przeszywający bol przez cały kręgosłup az do głowy... Po paru minutach straciłam kompletnie czucie od pasa w dol! Zupelnie nic nie czułam!! Moje nogi były jak z waty a ja czułam się okropnie ...byłam przerażona ze nie mogę się poruszyć! Dodatkowo dostałam silnych trzesawek, jak przy padaczce i nie potrafiłam ich opanować przez następną godzinę! Po jakiś dwóch godzinach zaczęło mi wracać czucie ale za to przyszedłstraszny bol głowy - taki, ze musieli mi dać cos dodatkowego przeciwbólowego... Te trzy skutki uboczne nie powinny się zdarzyć - to efekt zlej pracy anestezjologa...Nie dość, ze czułam się okropnie na tym znieczuleniu to w dodatku nadal czułam silnybol! Taki, ze jeszcze kilkakrotnie wzywaliśmy anestezjologa żeby mi zwiększył dawkę... Po jego interwencji bole ustępowały na kilkanaście minut a potem wracały...Wszyscy się dziwili, ze tak dziwnie reaguje na znieczulenie - nie dość, ze miałam już tyle skutków ubocznych to jeszcze mało co mi pomaga (stwierdzili, ze to się zdarza u niektórych pacjentow ale bardzo rzadko).

Nie dość, ze miałam problemy ze znieczuleniem to jeszcze akcja porodowa przebiegała bardzo powoli i zmierzała w złym kierunku (->w kierunku sali operacyjnej...)..Daniel nie chciał się prawidłowo odwrócić - był, jak to mowia, skierowany głową do gwiazd, zamiast do ziemi;) To ponoć oznacza ze będzie romantykiem hehe;) Dodatkowo, nie chciał schodzić w dol....

Mój poród stal się obiektem zainteresowania całego oddziału położniczego - co chwile przychodził lekarz, anestezjolog, kilka położnych no i w końcu tez szef całego oddziału polozniczego...
JA czułam nonstop takie uczucie rozrywania mi pochwy - miałam wrażenie, ze główka Daniela już tam jest i mi wszystko rozrywa...no ale według nich , był nadal zbyt wysoko.

Momentami czułam się okropnie, jak jakieś zwierzę na przeglądzie... Co chwile ktoś mi wpychał łapę do pochwy i gmeral tam...A ja wszystko czułam! Dwa razy pobierali krew Daniela(chyba sprawdzali stopień dotlenienia), poprzez wkłucie się do jego główki i to tez było okropne uczucie...Nie mówiąc już o tym, ze oczywiście nie kontrolowałam swoich potrzeb i mimo, i ze nie czułam to wiedziałam, ze robię pod siebie...:( Jednak polozna kilka razy mnei zapewniala ze mam sie nie przejmowac, ze mam nie powstrzymywac tego uczucia "jak w toalecie" bo to pomaga zejsc Danielowi w dol...I ze jesli to parcie powstrzymuje to on sie "odbija"i wraca do wyzszej pozycji...

Wiem, ze w pewnym momencie było już źle bo zapowiedzieli mi, ze w razie potrzeby (jeśli daniel w krótkim czasie nie ułoży się prawidłowo) będą zmuszeni zrobić mi cesarkę i ze sala operacyjna już na mnie czeka...
Raz próbowali przekręcić Daniela ręcznie - kazali mi przeć a jeden z lekarzy go przekręcał! Ale mały łobuzza chwile znów wrócił na swoja ulubiona pozycje...
smilie5.gif




CDN... (babyboom napisal ze moj wpis jest za dlugi!!! :szok:(


SAM_0209.jpgSAM_0223.jpg2011-12-31 03.05.45.jpg2011-12-31 03.06.26.jpg
 
CD. :

Ok 14 Daniel był już nisko i zdecydowali, ze będziemy próbować porodu naturalnego - daniel się w końcu obrócił ale z kolei okazało się ze ma pepowine owinieta wokół szyji, wiec musze się skupic i sluchac ich polecen...


Okres parcia było kropny! Nie dodali mi już znieczulenia pod koniec bo bali się ze znów stracę czucie w nogach a to by uniemożliwiło parcie...Wiec czułam wszystko bardzo dokładnie...Wokół mnie miałam cala obstawę - 3 polozne (!), lekarz ginekolog oraz lekarz-szef oddziału położniczego.
Jeszcze położna zrobiłami szybka powtórkę tego jak mam oddychać bo oczywiście wszystkie ćwiczenia zeszkoły rodzenia w takim momencie zupełnie się nie przydają;) , no i się zaczęło...
Momentów parcia nie było jakoś specjalnie dużo, ale po każdym miałam wrażenie ze już nie mam siły na następne, ze już nie dam rady...Zabawne jak mnie motywowali, wszsyscy wokol powtarzali "Aneta, c'est genial", "Tu est genial!", "Tu pousse comme pro! bravo!" Teraz wydaje mi sie to zabawne ale w tamtym momencie to na prawde mi pomagalo i motywowalo - tak jakbym chciala im pokazac, ze rzeczywiscie jestem dobra w parciu i ze sie nie poddam bo oni we mnie wierzą!
smiley14.gif
W pewnym momencie straciłam jakby kontakt z rzeczywistością - nie wiedziałam gdzie jestem i co się dzieje i kompletnie nierozumiałam co do mnie mowia... Wtedy przynieśli lustro , ustawili je naprzeciwko mnie i kazali otworzyć oczy...Chcieli żebym zobaczyła ze już widać główkę, ze to już niedługo...I to mnie rzeczywiscie otrzeźwiło ;)
Jeszcze jedno parcie i kazali mi przestać - położna odcięła pępowinę z szyi, a następnie go przekręciłai już z następnym skurczem i parciem maluszek wyszedł na swiat:) Dokładnie 31 grudnia 2011 o godz. 14.21.Ważył zaledwie2800gram (a moja ginekolożkaszacowała ze będzie miał 3300!) i mierzył 50cm.

Pierwsze uczucie? Ulga... Ulga, ze to piekło się skończyło, ze ten mały "potworek" (tak wtedy o nim myslalam bo tyle mi bolu przyniosl...) w końcu ze mnie wyszedł...Nie czułam jakiegoś specjalnego wzruszenia czy czułości do niego jak migo położyli na brzuchu...Był brzydki, cały siny i brudny a ja dziękowałam Bogu,ze to już koniec!
Potem go zabrali a mnie zszywali (nie byłam nacinana, samo trochę się rozerwało, ale ponoć niewiele..) co było tez bardzo bolesne. Dopiero po kilkunastu minutach jak mi go przystawili do piersi, jak zobaczyłam to niewinne maleństwo próbujące się wessać w moja pierś, poczułam przypływ uczuć, których nigdy wcześniej nie zaznałam -wzruszenie, czułość, miłość i troska w jednym.

Po jakiś dwóch godzinach od porodu zabrali nas do naszego pokoju i tam zostawili -maluszek odrazu mógł zostać razem ze mną. Usman został z nami aż do 23.00, mimo, iż normalnie godziny odwiedzin kończą się o 20 ;)


Koniecznie musze to napisać - wsparcie partnera jest bardzo ważne w czasie porodu!! Ja chyba sobie nie potrafię wyobrazić, żebym rodziła sama... Gdyby nie obecność Usmana to nie dałabym rady!Był niesamowicie dzielny i wytrzymały (chociaż ze stresu i zmęczenia wymiotowałparę razy) i to jemu zawdzięczam swoja sile i motywacje w ciągu tych kilkunastu godzin! Nie chciał mnie zostawić samej nawet na chwile, mimo i ze wiedział ze do końca jeszcze długo zostało i ze spokojnie może pójść cos zjeść czy nawet się zdrzemnąć na fotelu ( położna nawet zaproponowała ze przyniesie dywan naktórym może się położyć i zdrzemnąć :D). Trochę się obawiałam jego reakcji po - czy będzie czul obrzydzenie do mnie, po tym wszystkim, czego był świadkiem?... Zapewnił mnie, ze nie widział wszystkiego bo był cały czas przy mojej głowie, a poza tym wszystko co się działo było naturalne i normalne i nic nie jest w stanie zmienić jego uczuć do mnie. A nawet wprost przeciwnie - teraz jeszcze bardziej mnie kochać po tym co przeszłam żeby wydać na świat naszego syna :)
 
Oj, czikita, ale się ncierpiałaś :-(

Cały czas twierdzę, że poród SN, to coś, co się naturze w ogóle nie udało - w sumie chyba jedyna rzecz, która jej nie wyszła, więc bilans nie jest zły ;-)
 
Czikita ja znowu ryczę po Twoim opisie, to niesamowite ile się nacierpiałaś. I ile nerwów Cię to kosztowało, ja już bym osiwiała. Dzielna jesteś!!!
 
Oj, czikita, ale się ncierpiałaś :-(

Cały czas twierdzę, że poród SN, to coś, co się naturze w ogóle nie udało - w sumie chyba jedyna rzecz, która jej nie wyszła, więc bilans nie jest zły ;-)
zaczęłam tak myśleć dopiero po swoim pierwszym porodzie :) masz całkowitą rację,ale co zrobić,widocznie tak już musi być.
 
ja też; wcześniej myślałam "spoko, tyle kobiet urodziło, to i ja dam radę", no ale się myliłam niestety:confused2:
hahaha dokładnie tak samo myślałam,w myślach sobie powtarzałam "ta urodziła,tamta...to ja też dam radę",no i faktycznie dałam,ale co przy tym wycierpiałam to moje. teraz dziewczyny dostają znieczulenie. a w tamtym czasie jeśli nie zapłaciłaś 600 zł to znieczulenie nie dostałaś. my akurat na znieczulenie już nie mieliśmy,trzeba było opłacić poród rodzinny :) przyznam,że tym razem bardzo liczę na to znieczulenie,bo inaczej to chyba nie dam rady.
 
reklama
Do góry