mamaflavii
Mama Flavii i Julianka
Witajcie, dziewczynki, Miki, dzieki, ze o nas pamietasz, sorry, ostatnio z niczym nie wyrabiam, dlatego tak zadko tu wpadam. U nas, niestety, szkoda gadac, katastrofa za katastrofa. Julianek w zeszlym tygodniu wyladowal nadprogramowo na oddziale, wartosci byly w dolku, no i przyplatal sie jakis wirus, zaczal strasznie kaslac, poczatkowo mysleli, ze mu jakos przejdzie, ale oczywiscie nie, wreszcie w zeszly piatek zostawili nas na oddziale na antybiotykach, zrobili przeswietlenie, no i okazalo sie, ze to lekkie zapalenie pluc. :-( W sobote Flavia dostala silnej goraczki i wkrotce potem tez zaczela kaslac jak gruzlik. 2 dni temu bylam z nia ponownie u lekarza i lekarka stwierdzila, ze to juz zapalenie oskrzeli. Na razie nie jest na antybiotykach, tylko na kropelkach i syropku, bo niby lepiej i nie ma goraczki, ale kaszel nadal brzydki. Ja caly czas chodze z chrypka, i katarem, mam jakiegos wirusa, ktorego nie moge sie pozbyc i to chyba ja tak to moim dzieciom ciagle sprzedaje.
No i na domiar zlego, wczoraj babcia, ktora sie dziecmi ostatnio intensywnie zajmowala, nagle zaczela narzekac na brak powietrza i bol w piersi, wezwalismy karetke, zabrali nas do szpitala i tam zrobili dokladne badania i stwierdzili, ze to zalaw. Niby maly, ale to juz 2 w jej zyciu. Pierwszy rozlegly byl 15 lat temu. W poniedzialek maja jej zakladac cewnik sercowy a potem pewnie stent. Brak mi sil, wrocilam z pogotowia o 5 nad ranem, dzieci splakane spaly z mezem. Jutro Julianek jedzie z tata na 6 dni do Dusseldorfu na kolejna chemie i hipertermie (tak, jednak zdecydowali sie dac mu jeszcze 2 bloki intensywnej terapii, a potem przez pol roku jeszcze tabletki). A ja zostaje tu sama z drugim chorym dzieckiem, babcia w szpitalu, no i rozgrzebanym remontem...
No i na domiar zlego, wczoraj babcia, ktora sie dziecmi ostatnio intensywnie zajmowala, nagle zaczela narzekac na brak powietrza i bol w piersi, wezwalismy karetke, zabrali nas do szpitala i tam zrobili dokladne badania i stwierdzili, ze to zalaw. Niby maly, ale to juz 2 w jej zyciu. Pierwszy rozlegly byl 15 lat temu. W poniedzialek maja jej zakladac cewnik sercowy a potem pewnie stent. Brak mi sil, wrocilam z pogotowia o 5 nad ranem, dzieci splakane spaly z mezem. Jutro Julianek jedzie z tata na 6 dni do Dusseldorfu na kolejna chemie i hipertermie (tak, jednak zdecydowali sie dac mu jeszcze 2 bloki intensywnej terapii, a potem przez pol roku jeszcze tabletki). A ja zostaje tu sama z drugim chorym dzieckiem, babcia w szpitalu, no i rozgrzebanym remontem...