Dziewczynywłaśnie wróciliśmy z wakacji. Co za koszmar tam przeżylismy to nasze, jutro pędzimy do pediatry bo z Zosią jest coś nie halo. Od miesiąca słysze że ciężko oddycha, często przy tym piszczy, chrypi, i inne dzwięki. Pimijając fakt że wogóle nie chciała spać w łóżeczku i do drugiej w nocy z nią walczyłam co noc i tak kapitulowałam i kładłam się z nią w łóżku, mąż do drtugiego wyra i nici z romantyzmu
Ale wracając do tego koszmaru: mieszkaliśmy w domku letniskowym i pokój mieliśmy na piętrze, na dole bvył salon i tam siedzieliśmy całą rodziną ( moja mama, siostra i szwar\gier i mąż) wieczorami. Było juz koło 22 Zosia sobie spała w łóżku na górze i nagle moja siostra każe być cicho i syszymy dźwięki z góry jakby ktoś trzymał Zosi na szyji ręce i ją dusił, dziecko sie dusiło, harczała. Dziewczyny myślałam że schodów jest tysiąc na to piętro, potknełam się i zbiłam kolano po drodze, mnóstwo krwi mi poleciało ale leciałam i wciąz słysząłam to harczenie. Łzy mi zdąrzyły napłynąć- jak dopadłam pokoju, Zosia była dosłownie fioletowa, miała szeroko rozdziawiona buźkę i widać było że szaleńczo próbuje złapać oddech. Podniosłam ją nawet nie patrzyłam za co łapię i łup po plecach- złpała oddech, a raczej nie odddech ale uderzyła w taki ryk i krzyk jakiego jeszcze nie słyszałam. Mąż wpadł zasapany ( był wtedy na zewnątrz przy grilu) zaczęłam ryczeć, zawodziłąm chyba głośnioej od Zosi, ja bym umarła gdyby ona... rany nie chce mi się myśleć co by było gdyby moja siostra nie miała słuchu odealnego, mogłoby być za późno. Do rana ją przytulałam, nie spałam prawie, pilnowałam. Niczym się nie zachłysnęła, niczego nie połknęła, podejrzewamy astmę i że to był atak, ale to się okaże.
Ale ten widok, sinego dziecka, walczącego o oddech, rany to mi się po nocach będzie śniło