O rany, Gabi.
Nieciekawa sytuacja. Chłopca powinien zdiagnozować psycholog, żeby ustalić, czemu się tak zachowuje, i jak z nim pracować...
Ja też dziś widziałam zaburzone dziecko, na szczęście nie jest w klasie z moim, chyba jest w drugiej, albo innej pierwszej (w każdym razie bardzo wyrośnięty chłopiec). Leżał w przedsionku świetlicy na podłodze i ryczał "rozwalę ci łeb gościu, rozwalę ci łeb", i to takim dziwnym, przeciągłym głosem. Zwróciłam mu uwagę, że nie można się tak odzywać. I on potem nagle wstał, tak jakby był już w zupełnie innym świecie, i zaczął prawie płakać i pytać mnie, gdzie jest jego tornister. Kompletnie nad tym nie panował. Dziewczynka dyżurna ze starszej klasy (są u nas tacy uczniowie przed świetlicą, którzy pomagają maluchom - fajny pomysł) pomogła mu znaleźć ten tornister. Potem przyszła jego mama, i krzyczała na niego, że już ma uwagi, i że w domu sobie poważnie porozmawiają. Byliśmy razem w szatni, więc mogłam dłuższy czas obserwować sytuację. On się zachowywał tak, jakby miał po prostu w głowie wyrywki rzeczywistości, a nie kontynuację - nie panował nad tym, że rzeczy są tam, gdzie są, to je gubił, to odkrywał z totalnym zaskoczeniem, (choć sam coś położył 20 sekund wcześniej), że to jest właśnie tu, i głośno się dziwił, jak to się stało, i mówił w taki przedzwiny sposób (ale nie jak ludzie z niedosłuchem)... Szkoda mi się tego dziecka zrobiło strasznie :-( ale myślę, że nauczyciele i koledzy z klasy też nie mają z nim lekko, i rodzice pewnie też, bo mama wyglądała na wykończoną. Obok za to w tejże szatni jakaś pani tak darła się na swojego syna czy wnuka, że szok
W życiu jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś takim tonem mówił do dziecka, i to stale, nie to, żeby jej na chwilę puściły nerwy z jakiegoś konkretnego powodu. Dobre 10 minut w tej szatni po prostu darła mordę (nie da się tego inaczej powiedzieć) przepitym głosem. :-(