reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nastawienie lekarzy do 1 trymestru :/

Laura_T

Fanka BB :)
Dołączył(a)
1 Czerwiec 2020
Postów
822
Hej! Taka bardziej myśl czy też żal post. Urodziłam 1 dziecko - zdrowa ciąża, zdrowe dziecko. W 1 trymestrze miałam badanie krwi w 6tc, i trzy usg (6, 9, 12). Żadnych beta HCG - i miałam święty spokój. Teraz - 2 ciąża - dowiedziałam się o niej relatywnie wcześnie bo w 4+2. I tu zaczyna się po prostu dla mnie ciąg stresu..."Zrób beta hcg", "no ale zrób jak wzrasta po 48h, ale wiesz - jak nie wzrośnie to poronienie albo pozamaciczna, może być różnie". Wynik dobry. mmm koniecznie przyjdź na USG, musi serduszko bić. Idę na USG 6+3 - wszystko ok. Wczoraj moja ginekolog patrzy na badania - oj coś słabo to serduszko bije, powinno 150. Czytam w Internecie - na 6 tydzień w normie, lekarka która robiła USG też powiedziała, że jest wszystko dobrze. Ale lekarka w ramach konsultacji już w 6+5 chciała robić kolejne usg - czy bije, a może nie bije? może umarło? Wściekłam się. Nie - przyjdę za dwa tygodnie. Proszę przyjść za tydzień - i dodaje - "różnie może być w tym czasie".

I powiem Wam, że od wczoraj chodzę zła i wściekła - wiadomo, że przejęłam się słowami lekarki, ale myślę sobie, że na co nam ta cała medycyna jak kobieta w ciąży w 1 trymestrze traktowana jest jako potencjalne Kot Schrödingera. I dlaczego? Bo z jednej strony jestem w ciąży ale non stop czuję, że muszę udowadniać komuś, że jednak nie poroniłam i mam już tego serdecznie dosyć.

Nie umiem się cieszyć tą ciążą i duża w tym zasługa lekarzy.
 
reklama
Hej! Taka bardziej myśl czy też żal post. Urodziłam 1 dziecko - zdrowa ciąża, zdrowe dziecko. W 1 trymestrze miałam badanie krwi w 6tc, i trzy usg (6, 9, 12). Żadnych beta HCG - i miałam święty spokój. Teraz - 2 ciąża - dowiedziałam się o niej relatywnie wcześnie bo w 4+2. I tu zaczyna się po prostu dla mnie ciąg stresu..."Zrób beta hcg", "no ale zrób jak wzrasta po 48h, ale wiesz - jak nie wzrośnie to poronienie albo pozamaciczna, może być różnie". Wynik dobry. mmm koniecznie przyjdź na USG, musi serduszko bić. Idę na USG 6+3 - wszystko ok. Wczoraj moja ginekolog patrzy na badania - oj coś słabo to serduszko bije, powinno 150. Czytam w Internecie - na 6 tydzień w normie, lekarka która robiła USG też powiedziała, że jest wszystko dobrze. Ale lekarka w ramach konsultacji już w 6+5 chciała robić kolejne usg - czy bije, a może nie bije? może umarło? Wściekłam się. Nie - przyjdę za dwa tygodnie. Proszę przyjść za tydzień - i dodaje - "różnie może być w tym czasie".

I powiem Wam, że od wczoraj chodzę zła i wściekła - wiadomo, że przejęłam się słowami lekarki, ale myślę sobie, że na co nam ta cała medycyna jak kobieta w ciąży w 1 trymestrze traktowana jest jako potencjalne Kot Schrödingera. I dlaczego? Bo z jednej strony jestem w ciąży ale non stop czuję, że muszę udowadniać komuś, że jednak nie poroniłam i mam już tego serdecznie dosyć.

Nie umiem się cieszyć tą ciążą i duża w tym zasługa lekarzy.
No ja mam raczej odwrotne odczucia, a że jestem po 4 poronieniach w 1 trymestrze to naprawdę super jest jak mogę chodzić na usg co tydzień. I to nie jest straszenie, a świadmość ile poronien się wydarza wtedy. Lepiej mieć tą wiedzę. :)
 
No ja mam raczej odwrotne odczucia, a że jestem po 4 poronieniach w 1 trymestrze to naprawdę super jest jak mogę chodzić na usg co tydzień. I to nie jest straszenie, a świadmość ile poronien się wydarza wtedy. Lepiej mieć tą wiedzę. :)
Mam też wiedzę, że wchodząc do samochodu mogę umrzeć, bo ktoś może zajechać mi drogę. Czy mój mąż za każdym razem, gdy wchodzę do auta powinien mi mówić - to może być ostatni raz kiedy się widzimy?

Mówimy o zdrowej ciąży. Bez historii poronień. Nie trzeba chyba za każdym razem kobietę dołować, a może w tej właśnie chwili płód już nie żyje. Chyba ważne jest wsparcie i optymizm. Zresztą uważam, że chodzenie na USG co tydzień w 1 trymestrze, gdy nie ma wskazań, nie ma żadnego medycznego uzasadnienia.
 
Hej! Taka bardziej myśl czy też żal post. Urodziłam 1 dziecko - zdrowa ciąża, zdrowe dziecko. W 1 trymestrze miałam badanie krwi w 6tc, i trzy usg (6, 9, 12). Żadnych beta HCG - i miałam święty spokój. Teraz - 2 ciąża - dowiedziałam się o niej relatywnie wcześnie bo w 4+2. I tu zaczyna się po prostu dla mnie ciąg stresu..."Zrób beta hcg", "no ale zrób jak wzrasta po 48h, ale wiesz - jak nie wzrośnie to poronienie albo pozamaciczna, może być różnie". Wynik dobry. mmm koniecznie przyjdź na USG, musi serduszko bić. Idę na USG 6+3 - wszystko ok. Wczoraj moja ginekolog patrzy na badania - oj coś słabo to serduszko bije, powinno 150. Czytam w Internecie - na 6 tydzień w normie, lekarka która robiła USG też powiedziała, że jest wszystko dobrze. Ale lekarka w ramach konsultacji już w 6+5 chciała robić kolejne usg - czy bije, a może nie bije? może umarło? Wściekłam się. Nie - przyjdę za dwa tygodnie. Proszę przyjść za tydzień - i dodaje - "różnie może być w tym czasie".

I powiem Wam, że od wczoraj chodzę zła i wściekła - wiadomo, że przejęłam się słowami lekarki, ale myślę sobie, że na co nam ta cała medycyna jak kobieta w ciąży w 1 trymestrze traktowana jest jako potencjalne Kot Schrödingera. I dlaczego? Bo z jednej strony jestem w ciąży ale non stop czuję, że muszę udowadniać komuś, że jednak nie poroniłam i mam już tego serdecznie dosyć.

Nie umiem się cieszyć tą ciążą i duża w tym zasługa lekarzy.
Szczerze to nie rozumiem, ja wściekałam się na lekarzy typu "do 12 tygodnia to nie jest ciąża" i nie trzeba żadnych leków USG nic 😑😑😑 ale każdy ma inne podejście, dla mnie było ważne, żeby lekarz mnie w tym okresie 6-9 tygodni poważnie potraktował. W ciąży, którą utrzymałam szczęśliwie, lekarz dał mi z uwagi na wcześniejsze niepowodzenia i wyniki badań progesteron, acard, później heparynę. Dobrze też mieć jak najwcześniej wiedzę, czy ciąża rozwija się w macicy, czy w jajowodzie. Na pocieszenie powiem, że lekarze na NFZ robią rutynowo po 1 USG na semestr :)
 
Szczerze to nie rozumiem, ja wściekałam się na lekarzy typu "do 12 tygodnia to nie jest ciąża" i nie trzeba żadnych leków USG nic 😑😑😑 ale każdy ma inne podejście, dla mnie było ważne, żeby lekarz mnie w tym okresie 6-9 tygodni poważnie potraktował. W ciąży, którą utrzymałam szczęśliwie, lekarz dał mi z uwagi na wcześniejsze niepowodzenia i wyniki badań progesteron, acard, później heparynę. Dobrze też mieć jak najwcześniej wiedzę, czy ciąża rozwija się w macicy, czy w jajowodzie. Na pocieszenie powiem, że lekarze na NFZ robią rutynowo po 1 USG na semestr :)
Ale przecież nie o tym napisałam :/ tylko o tym, że za każdym razem słyszę, że to nie do końca ciąża, bo ryzyko jest tak duże poronienia, że muszę non stop tylko myśleć o najgorszym. Nie mogę się cieszyć - z dobrych wyników - bo przecież trzeba założyć, że przyjdzie zaraz najgorszej.
A jeśli chodzi o przykład chodzenia po tygodniu na badanie (prywatne zresztą za dużo $$) to lekarka widząc prawidłowe USG 6+3, prawidłowe wyniki krwi, wszystkiego - uznała, że mam przyjść za tydzień, a bo serce może już nie bić. Dla mnie takie podejście jest szokujące! Dla Was to jest opiekuńczość i realizm - dla mnie, to jest po prostu nieludzkie.
 
reklama
A może po prostu ogólnie coś niepokoi lekarkę i woli sprawdzić? I żeby Cię nie stresować, to nie powiedziała o swoich przypuszczeniach?
 
Do góry