R
Różyczkowa
Gość
Nie piłam do Ciebie z tą alfą i omegą. Zarzut o niszczeniu życia czy jakikolwiek inny też się nie pojawił. Też bym pewnie nie dała zjeść całości czegoś co mi w danej chwili jest potrzebne do jakiejś potrawy. Choć nie wiem na bank, zależne byłoby to też pewnie od różnych innych czynników.Nie mówię, że jestem alfą i omegą. Po prostu do mnie gry i zabawy, kiedy coś ma być zrobione i to szybko, nie przemawiają i ja moje dzieci uczę, że są rzeczy, z którymi się nie dyskutuje. Też rzadko się spóźniamy, a mam do spakowania rano niespełna trzylatkę i niespełna półtoraroczną lejdi. Nie próbowałam tłumaczenia, proszenia czy zabaw, a rutyny. Z reguły robimy to samo, więc wiedzą, że szalik (komin), czapka, kurtka, buty, torebka mamy, wychodzi starsza, mama bierze na ręce młodszą, pakujemy się do auta i wyjazd.
Przed chwilą robiłam ze starszą sałatkę i chciała mi zjeść cały główny składnik. Przykro mi, jeśli zniszczyłam jej życie swoim zachowaniem, ale zabrałam jej ten składnik i powiedziałam, że nie ma więcej i będzie w sałatce. Był płacz i hałas, ale mam to gdzieś. Życie jest bardzo ciężkie, a łatwe i piękne są tylko chwile. Lepiej nauczyć się tego zawczasu. Potem rosną pokolenia roszczeniowych małolatów, którzy dostają histerii, bo rodzic nie chce kupić najnowszego modelu ajfona.