No to byłam na IP..
wróciliśmy po 23:-) rany ile tam trzeba czekać na wszystko!
Najpierw skierowali mnie do rejestracji położniczej... Poszłam tam.. był jakiś ginekolog.. powiedział, że on nic nie może prócz sprawdzenia czy z dzieckiem jest wsio ok.. to po godzinie zrobili USG i nawet mnie zbadał...
Skierował do internisty, do którego poszłam na początku, ale kazał isc do tego gina...
Tam czekałam 40 minut.. wzieli mnie i posadzili na sali z 81 letnią staruszką, która cąły czas wyła..
Zbadał mnie, pougniatał brzuch.. stwierdził, że wsio ok..
Pytał co brałam na zaparcia na to ja mu wyskoczyłam: Laktuloza, duphalac, czopki glicerynowe, lewatywka, parafina itd.
Złapał sie za głowe...
Okazało sie, że moja wątroba nie daje rady przetworzyć takich ilości żelaza (po tych domiesiąsniowych) i musze odstawic..
Podali mi kroplówke z nospą.. myślałam, że już wypiszą.. a ONI MI KAZALI JECHAĆ DO DRUGIEGO SZPITALA bo tamten ma dzisiaj dyżur.. że niby na oddział mają mnie przyjąć..
Tam kolejny internista złapał sie za głowe, wyśmiał ich bo nie mają ginekologii u siebie... a jak już rozpoznali co mi jest to przecież nie bedą mnie kłaść z zaparciami
wyciągneli weflon i wróciliśmy..
Mały cały czas kopie i to tak porządnie.... ale chyba zmienie gina po tym jak mnie zbył przez telefon