A ja mam takie wrażenie, ze Wy tam sobiw tworzycie fajną rodzinę - babcia, dziadek, Ty, dzieci. I ten mąz na doczepkę. Przygarnięty, wyciągnięty z biedy przez Was.
A on własnie to odreagowuje.
Jak czytam Twoje posty to owszem, widzę to, że zachowanie męża jest okropne i szczerze mówiąc ja już zaczęłabym rozważać czy byłabym w stanie z takim człowiekiem żyć i taki przyklad dawać dzieciom

ale widzę też to, że Ty jedną nogą i większą połową ciała rodzinę budujesz ze swoimi rodzicami, a nie z nim.
Takie rzeczy typu osobne gotowanie to jednak naprawdę podstawa tworzenia osobnej jednostki rodzinnej. Nie dziwię się zupełnie, że on się o to ciska. Bo tak naprawdę Ty powinnaś raczej dostoskwywac się pod Wasze wspólne życie, a nie pod porę jedzenia Twoich rodziców, bo oni naprawdę mogą sobie ugotować sami.
Wtedy Wy możecie sobie zjeśc obiadokolację.
Generalnie dla mnie jedyną opcją naprawienia tu czegokolwiek jest jasny podział tego, kto co i po co. I jednak postawienie Waszej rodziny na pierwszym miejscu i zadbanie o jej dobrobyt. Tym dobrobytem albo jest terapia razem z mężem, żeby on mogł powiedzieć, co go gryzie, albo separacja, żeby dzieci nie musiały na codzien czegoś takiego oglądać.