oj nie doczytam Was teraz,ale poczytalam po troche i postanowilam zaspokoic Wasza ciekawosc
w srode tak jak planowali o godz 12:12 na swiat przyszla nasza mala ksiezniczka Nadia
3340g, 54cm wiec dziewczynka calkiem calkiem
ogolnie wesolo sie porobilo przy samej cesarce bo moj M zobaczyl jak wyciagaja mala i powiedzial, ze to chlopczyk (po Polsku) no i wszyscy jak na imie,no to M mowi, ze Szymon/Simon. nagle lekarze w smiech,mowi mi M ze sie smieja ze mnie. poszlismy na sale poporodowa, tam wydzwonilismy wszystkich z rodziny i znajomych, ze chlopczyk itd. po chwili przyniesli plakietki dla malej,a na nich "Wee Girl", no to my oczy i, ze pomylka na nich...ja patrze do pampersa, a to dziewczynka
no to znowu telefony do wszystkich i odkrecanie
wiec w zasadzie tego samego dnia mialam synka przez godzine i dopiero pozniej cieszylam sie coreczka
jesli chodzi o reszte, sama cesarka do przezycia, ale drugi dzien po prostu tragedia:/no ale przezylam...dzisiaj juz elegancko sie mam, tylko rana ciagnie i chcac nie chcac musze uwazac. opieka w szpitalu cudowna, naprawde do niczego sie konkretnie przyczepic
Filipek przyjechal z tatusiem w czwartek i wbrew moim obawa siostrzyczke ucalowal, ukochal i cieszyl sie strasznie, wczoraj juz troche gorzej bo zazdrosny byl troche, ale nie jest zle
poza tym mala cudowna, grzeczniutka jak nie wiem co....wczoraj przed 15 wyjechalismy ze szpitala i od tego czasu spala az do 20
i w zasadzie tak sobie spi, je i spi i je i taka wypoczeta chodze, ze szok
gdyby nie ta rana to bym nawet nie wiedziala, ze dziecko urodzilam
a poza tym mala oczko w glowie takie, ze sama nie moge uwierzyc...swiat przestal istniec, Nadia i koniec
no to poki co tyle
a to nasza kruszynka: