Cześć dziewczynki! Dzięki za kciuki!!!! Przydały się.
Jak wiecie urodziłam 14 lutego o 7.05 Filipka, poród zaczął się o 1 w nocy, obudziły mnie skurcze, przed 3 byliśmy na porodówce. Filipkowi zanikało tętno więc cały poród leżałam pod ktg, ból niemiłosierny. Poprosiłam o znieczulenie, ale położna powiedziała, że za góra 1,5 godz. urodzę sama i bardziej nie będzie bolało. Zmotywowało mnie to do działania i rzeczywiście za trochę ponad godzinę urodziłam. Podczas partych zlecieli się wszyscy dostępni lekarze z powodu tego tętna...stół na cc był przyszykowany w razie czego.
Na szczęście wszystko było w porządku, Filip miał owiniętą pempowinę wokół szyi, ale mimo wszystko dostał 10 pkt, ważył 3540 g i mierzył 54 cm wzrostu. Po porodzie neonatolog zwrócił nam uwagę tylko na jedno powiększone jąderko, że jest do obserwacji i tyle.
Generalnie dobrze się czułam, od razu sama mogłam chodzić, nie tak jak po pierwszym porodzie. Generalnie jestem super zadowolona, że obyło się bez oksytocyny bo tak było o wiele łatwiej i mniej boleśnie. Tylko, że musiałam po porodzie zostać oczyszczona i to było bardzo bolesne.
Popołudniu tego samego dnia okazało się, że Filip ma żółtaczkę a potem wzięli go na usg tego jąderka i nie wyszło ono za ciekawie...następnego dnia po konsultacji z Instytutem Matki i Dziecka, przewieźli Filipa tam, a po informacji, że już tam zostanie ja wypisałam sie na własne żądanie ze szpitala. Troche to trwało i jak dojechaliśmy do synka, powiedzieli nam, że już po operacji...z jednej strony dobrze, bo chyba bym tam osiwiała.
Jąderko uległo skręceniu w zyciu płodowym, próbowali je odkręcić i przwrocic krazenie jednak było juz za póżno i musieli usunąć
na szczęście jest drugie, zdrowe!
Od wczorajszego wieczora jesteśmy w domu, w komplecie
Przepraszam, że nie wszystkim odpowiedziałam na smsy, ale nie miałam głowy. Stwierdziłam, że na spokojnie napisze po powrocie do domu.