no jestem, jestem
jak wchodze na BB, ide po watkach od gory i nigdy nie zdaze tu zajrzec, wiec dzisiaj zaczynam od dolu stronki. wrzuce zaraz opis jak bylo z porodem.
w ogole jaka akcja juz po - zaczelam do Adasia gadac po francusku, a do poloznej po polsku;-/ dopiero Marcin mnie nawrocil, hehe
Adas mial 3,770 kg i 51 cm, jest kochaniutki, najchetniej nie odstepowal by cycusia
sypia na tyle w porządku, ze czasem nawet nie dosypiam w ciagu dnia i normalnie funkcjonuje, No z tym, ze jeszcze jest mama, wiec ona rano wstaje z Wiki i idzie do przedszkola.
poród:
pojechałam na IP 28.11.po 21 wieczorem byliśmy na miejscu. Główny powód wizyty to silne (mnie to mega bolało!!) skurcze i takie rzuty gorąca - aż momentami słabo. No i panikująca mama i mąz, że urodze w domu, bo z Wiki nic się nie działo i nagle 5 cm rozwarcia się okazało.
Przyjechaliśmy, przyszła położna, zbadała - 3 cm rozwarcia (ja już wkurzona
, że jechałam na darmo) ale mówi, że szyjka ustępliwa i zostaję, bo na pewno urodzę
. ("kiedyś na pewno" - mocno sarkastyczne podejście miałam, ale że bolało, więc siedziałm raczej cicho
). Przeszliśmy z Marcinem do naszej sali - bez luksusów, a w porównaniu do porodówek rodzinnych na Polnej, to raczej bieda... Mi tam było bez znaczenia, bo mnie bolało jak cholera!!
Przebrałam się w swój t-shert do porodu i podłaczyła mnie pod ktg. Zapytała, czy chcę ZZO, ale stwierdziłam, że zobaczę podczas ktg. Podczas ktg prawie się wbiłam w sufit, skurcz na 60 (skala jak u nas). Mówię do Marcina, że nie ma co zgrywać bohatera, trzeba się znieczulić co dają, bo będzie krucho, skoro dopiero 3 cm i nie chce mnie wypuścić.
Przyszedł anestezjolog - taki młody czarny i mega sympatyczny koleś
, który automatycznie wszedł w "moją ekipę". Przyszła pielęgniarka, która podłączyła mi glukozę od razu i tez juz była "moja", tak jak i pomoc położnicza. Czyli miałam 4 osoby, które do około mnie (nas, bo i Marcina również) biegały i pytały czy ok, co potrzeba itp. Rozwarcie poszło do 4,5 cm.
Skurcze przestały boleć, przegapiłam kilka 70 i nawet jedną 100!
Zrobiła się 12.30 (29.11), rozwarcie 6 cm, skurcze zmalały do 30-40 i cały czas się ten poziom utrzymywał - ani niżej, ani wyżej. Mnie zaczęło to wkurzać, bo ani sobie pójść do kibla, tylko jeden bok, plecy i drugi bok.
Położna przebiła mi pęcherz, co niby miało pomóc.
Gorąco jak w piekle, Marcin juz prawie też ugotowany, no a ja robię się złośliwa i wkurzona sama nie wiem na co, kogo, dlaczego...
po prostu rodząca jak się patrzy.
Około 1 w nocy podłączyła mi oksytocynę 0,5 na godzinę, aby coś się zaczeło dziać. Po kilku minutach leżąc na prawym boku czułam takie parcie, że mówię, że niech ja woła, bo mnie zaraz porozrywa, takie mam wrażenie, a sama się nie przekulnę na plecy. /To jest w ogóle zagatkowe uczucie, że czuje nogi, zegnę w kolanie, ale się nimi nie podeprę, aby zmienić pozycję, a że pokłuta w rękę i plecy i ciśnieniomierz na drugiej, to musiały być dwie osoby, aby mnie przekulnąc i nic nie pozrywać./ Przyszła, mówię co jest grane, więc mnie na plecy i mówi, że zbada. Zbadała i mówi - super, rodzimy, jest 10 cm. (powiedziała po naszemu "mamy dychę" i ja nie wiedziałam, ze to znaczy, ze mamy 10 cm, czy ze jest po prostu ok i musiałam dopytać
) Ja na Marcina, on na mnie - szok, przed jakimiś 40-45 minutami 6, skurcze ustały i tu nagle 10, super!!
zawołała tę swoją pomagierkę, przerobiły mi te kosmiczne wyrko, krótkie przypomnienie jak przemy, oddychamy itp. Trzecie parcie - jest główka, czwarte -
Adaś chlup na brzuch mamy i drze się w niebogłosy!! Poszło tak szybko i sprawnie, że nie zdążyłam się zmęczyć tymi skurczami partymi!! no i co dla mnie mega ważne - bez nacięcia!!
Marcin w szoku, że tak poszło, jak już się gorzej zapowiadało, ja oszołomiona zaczęłam gadać do małego po francusku, ale szybko się zorientowałam, co za głupoty robię i przeszłam na polski;-)
Nawet usłyszałam od męża komplement, że wyglądam dużo lepiej niż przy Wiki (bo u niej też szybko, ale mi popękały naczynka na twarzy i dekoldzie od wysiłku.
Mały leżał sobie u mnie i krzyczał, Marcin w nas wtulony - oczywiście zaraz porównania, że wygląda jak Wikunia, że jaki sliczny, pewnie waży tyle samo główka taki blond kłaczek jak młoda miała.... słodko i miło było.
No i łóżysko w tym czasie trach poszło precz....
no i tyle