Cześć dziewczyny
I witam w naszym gronie
dotttiii :-) Jak fajnie że jest nas tu coraz więcej!
U mnie dzisiaj calutki dzień silnie wieje i pada śnieg - na szczęście się roztapia, ale jak ja nie lubie takiej pogody i w ogóle jestem ciepłolubna więc zima jest be.
Codziennie wystawiam małego w wózku na 1-3 godziny na dwór. Wzorem duńskich mam mam w planie zahartować dziecko i mimo, że dziś jest tak paskudnie to chociaż na troszkę poszedł spać na powietrzu.
Faktycznie już się zaczyna świątecznie robić. W mieście postawili już choinki
Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że tu wszystko zaczyna sie tak wcześnie, ale w Polsce tez już chyba tak to wygląda.
My na święta jedziemy do Polski. Już na samą mysl nie mogę się doczekać :-) Gwiazdka to moje ulubione święta!
To będzie nasze pierwsze Boże Narodzenie z Nikusiem. Jakbyśmy nie pojechali do rodzinki, to wszyscy by chyba oszaleli tak wyczekują żeby zobaczyć małego.
Jedną taką podróż już z nim zrobiliśmy jak miał 3 tygodnie. Przespał prawie całą drogę w obie strony. Mam nadzieję, że tym razem też tak będzie.
Ja jeszcze tylko tak w kilku słowach napiszę jak było u mnie w szpitalu podczas porodu, bo pewnie oczekujące mamuski są ciekawe.
Tak więc wszystko zaczęło się w nocy - odeszły mi wody. Najpierw się sączyły i nie byliśmy pewni czy to już to czy jeszcze nie, ale zadzwoniliśmy do szpitala (trzeba zadzwonić, że się jedzie - przynajmniej w Hjorring) że przyjedziemy sprawdzić. Jak wyszłam z domu to już całkiem ze mnie chlusnęło.
W szpitalu cisza, pusto - nikt nie rodził. Na porodówce byłam tylko ja. Jak mnie połozna przyjmowała to miałam 4 cm rozwarcia, skurcze jeszcze nie były najgorsze więc chciała mnie wysłać do domu (mieszkam 5 min od szpitala), ale ja się zaparałam że nie pójdę, bo boli coraz częściej. Podłączyła mnie więc do KTG i się okazało, że mam silne skurcze co 2 min. Tak więc zostałam. Dostałam jakiś środek na przeczyszczenie i poszłam sobie pod prysznic gdzie moczyłam się prawie godzinę, bo dawało mi to znaczną ulgę. W ogóle nastawiałam się na poród w wannie (wanna była na każdej sali porodowej), ale koniec końców rodziłam we wszystkich możliwych pozycjach tylko nie w wodzie. Po 3 godzinach od przyjazdu do szpitala miałam już pełne rozwarcie i zaczęłam mieć parte. Niestety tutaj cała akcja się zablokowała - nie mogłam wypchnąć młodego, więc męczyłam się kolejne 4 godziny. Koniec końców, mąż mi musiał podawać tlen, podłączyli mnie do kroplówki i KTG, a dziecku wbili w wychodzący czubek główki sondę, która pilnowała jego pulsu. Położna wezwała lekarza, który dał mi ostatnią szansę na samodzielny poród, a jeśli nie dam rady to będzie wyciągał próżniowo. To mnie chyba zmotywowało, bo się udało i nagle Nikuś był z nami
W Danii raczej nie nacinają, ja strasznie popękałam - szycie bolało mnie najbardziej. Rodziłam bez jakichkolwiek znieczuleń (oprócz szycia) - ale to było na moją własną prośbę, nie martwcie się, co tylko będziecie chciały bez problemu można dostać :-) Oprócz położnej na sali był mój mąż, bez którego sobie po prostu nie wyobrażam tam być. Położna miała dochodzącą pomoc no i w kryzysowej sytuacji jest wzywany lekarz.
Jak mnie szyli to mąż już trzymał w ramionach synka. Wcześniej jeszcze weszła na salę położna z banku komórek macierzystych i pobrała krew pępowinową bo oddawalismy, ale to już się działo poza mną. Po wszystkim przeszłam na łóżko poporodowe i miałam tam leżeć aż do pierwszego siusiu. Położna potem zmierzyła i zważyła małego oraz dała w piętkę witaminę K, a mąż jako pierwszy ubrał Nikosiowi pieluszkę
Ponieważ był już ranek, personel przyniósł nam śniadanie z duńską flagą i życzeniami, a położna przyniosła kosz czapeczek (robionych na szydełku przez "koło gospodyń wiejskich"
) , z których mąż wybrał jedną Nikodemowi.
Później zostalismy przeniesieni na oddział poporodowy. Dostaliśmy własny pokój. Rodziłam z soboty na niedziele, a wyszliśmy do domu w środę po południu i cały ten czas mieszkaliśmy w szpitalu we trójkę. Mąż jedynie płacił za wyżywienie. Tak jest gdy się rodzi po raz pierwszy. Ale gdy spodziewasz sie kolejnego dziecka to wypisują już nawet po 2 godzinach chyba że bardzo chcesz zostać.
Ani na moment dziecko nie było od nas brane, mały był zawsze przy nas.
Sama opieka w szpitalu super
Przemiłe pielęgniarki, przychodziły na każde zawołanie, wszystko pokazały na każde pytanie odpowiedziały. Często nawet same wpadały zapytać czy czegoś nam nie potrzeba. Razem z mężem jesteśmy wegetarianami i szpital specjalnie dla nas zamówił na nasz pobyt catering wegetariański
Bylismy bardzo pozytywnie zaskoczeni :-) W szpitalu Nikodem dostał trochę żółtaczki, która w sumie mu się utrzymała 7 tyg. Nie sprawdzono jednak jaki jest poziom bilirubiny mimo iż był mocno żółty. Sprawdzomo mu ogólne odruchy, a po 2 dniach pobrano krew (nie wiem na co, bo pielęgniarka nie umiała mi odpowiedzieć) i sprawdzono słuch.
Podsumowując: Poród jak najbardziej chwalę, pobyt i opieka w szpitalu super. Ale jest duże ale - otóż razi mnie to, że nikt w szpitalu nie osłuchał Nikusiowi serduszka, płucek ani ogólnie nie przebadał
Punktów w Danii dzieciom nie dają, ale to akurat jest nieistotne. Dla własnego spokoju jak bylismy w PL to go przebadaliśmy i sprawdziliśmy tę bilirubinę.
Na szczęście wszystko jest w porządku, ale byłam pełna niepokoju póki się tego nie przekonałam. Tak więc pod względem medycznym duży minus
Po całym tym doświadczeniu kolejne dziecko planuję urodzić też w Danii. Za rok mamy w planie zacząć starania.
A miało być w kilku słowach
To się chyba nie da
Tak jeszcze tylko jedna moja uwaga dla robiących wyprawkę - mi niesamowicie się sprawdza monitor oddechu. Dzięki niemu jestem zawsze spokojna i nie biegam sprawdzać czy mi dziecko w łożeczku oddycha. Ja mam Snuzę, bo ją moge brać ze sobą wszędzie za co ją sobię chwalę. nie jest to rzecz niezbędna, ale na pewno dająca dużo spokoju i przede wszystkim zabezpieczenie przy bezdechu. Oby oczywiście nigdy nie musiało się to przydać