Trzymam za Was dziewczynki kciuki...ja zaciazylam jak prawie stracilam wiare, a wlasciwie ja stracilam...Bardzo dlugo odwlekalam zmiane prace z uwagi ze chcialam miec prace, ze jak zajde to by miec gdzie waracac a tak nowa praca, umowa, ludzie i ciaza wiadomo....Kiedy zblizaly sie nieuchronne prawie 3 lata powiedzialam trudno nie moge zajsc to choc skupie sie na pracy i rzucilam prace, znalazlam druga ktora zaczelam 5 stycznia, kosztowala mnie tyle stresu, myslenia, niczym innym nie umialam zyc ze zapomnialam o fasolce i tu niespodzianka nowa praca i fasolka:-) Naprawde Wam sie uda tylko cierpliwosci i pozytywne myslenie...Nie bede mowic co sie naczytalam o statystykach dzisiejszych czasach itp by nie dobijac ale nie jest tak chop siu...Fakt moja kumpela zaczela sie starac rok po mnie i zaciazyla za 1 razem myslalam ze mnie trafi
, tu jade tramwajem...15 w ciazy jedzie do szkolu, tu ze ktos wpadl, porzucil, w rodzinie co rusz inna w ciazy TYLKO NIE JA, wszedzie baby z wozkami, w pracy co chwile inna z brzuchem, 1 dziecko, 2 dziecko a ja ... TO CO :-(... mialam juz jazdy ze to kara jakas ze moze 1 dzidzia nie byla do konca planowana (byla po studiach a zaszlam podczas), a moze nie zasluguje, a moze tak ma byc...
Teraz jak jestem w ciazy wiem ze musialam poczekac...przez ten okres staran corcia bylam od 2,5 roku w szpitalach, siedzialam z nia w domu glownie 3tyg/mc choroba...mama zmarla na raka - depresja (byla moja jedyna prawdziwa przyjaciolka), ciezko mi sie bylo podniesc, zaraz przed smiercia mamy u mnie wykryto guza...kolejna walka o zycie, badania w kierunku raka, ciezka operacja z ktorej ledwo wyszlam....w koncu los dal prace, wieksze zdrowie dla corci, ogarnelam dom po smierci mamy, tate wyciagnelam z depresji...doszlam do zdrowia (choc nie do konca) i dostalam swoj cud :-) i widocznie tyle musialam na niego czekac bo tak mialo byc bo wtedy nie byl dobry okres, moze to nie byl czas na spokojna ciaze i przyjscie na swiat maluszka bez stresu i problemow...Trzymam za Was kciuki i sercem jestem z Wami