U nas były przeboje. Będąc w ciąży bałam się, że nie będę w stanie karmić ze względu na budowę brodawek. Ale bardzo chciałam, więc próbowaliśmy. Najpierw jeszcze w szpitalu był brak pokarmu - Karolek dostawał butlę z Enfamilem. W 3 dobie pożegnalismy butelke i mamusia zaczęła dawać radę. Mały ssie tylko przez kapturki (Medea - polecam!), ale tak fachowo, że sobie mamusine cycki wyćwiczył. I już odetchnęłam z ulgą, a tu w 4 dobie w ciągu 3 godzin piersi mi spuchły, stwardniały... zaczął się nawał. Jak pokazałam je połoznej, to ta aż wytrzeszczyła oczy i odrazu pobiegła po elektryczny laktator. Niestety nic nie leciało, czyli miałam zastój... No to panie położne zaczęły mi ta piers masować... Dziewczyny przysiegam - nie przezyłam w ŻYCIU takiego bólu... Wychodzenie ze znieczulenia po cesarce to przy tym pikuś, nic... Popłakałam się, a z piersi ani kropli... Kazały iść pod gorący prysznic i od nowa Polska Ludowa... Dostałam jeszcze coś do wdychania przez nos, nie pamiętam nazwy. W końcu jak nie siknęło w laktator... To panie od razu przywiozły Karola, podstawiłyśmy Go i Mały głodniusi rozprawił się z zatorem. Położne zakazały mi pić czegokolwiek, póki się sytuacja nie unormuje. Nawał trwał 4 dni, zastój na szczęście był tylko raz.
Sytuacja na dziś jest cudowna. Mały się najada, ja mam pokarm, ale nie mam twardych piersi, przestało mi tez wyciekac samoistnie. Oczywiście podświadomie boję się kolejnych niespodzianek, ale so far so good, jak mawiają Anglicy ;-)