Czeeeeeść Kochane!!!!
:-):-)
Jak dobrze móc znowu do Was zawitać. Przez te przerwy chyba nigdy już się nie "wbije" w temat tak jak wcześniej, ale mam nadzieje że mnie jeszcze pamiętacie
Wczoraj o 12 wróciłam do domu po ponad tygodniowym pobycie w szpitalu. Trafiłam tam z koniecznością zdjęcia pessara - wdała się jakaś infekcja, oj nieprzyjemne...
Ledwo zdjęli, po dwóch dniach szyjka była już prawie całkiem zgładzona, jakieś skurcze... nic nie czułam, ale cały czas podawali mi leki rozkurczowe i antybiotyki dowcipnie
Założyli szew i teraz bezwzględny nakaz leżenia (gdyby to było takie proste przy 3 latku)... Na szczęście mąż pomaga jak może, więc będę mogła relaksować się całymi dniami.
Maluszek wczoraj podczas USG miał 17,2 cm, więc jest troszke przydużawy
Brzuchol mam jak piłka (pochwalę się w odpowiednim wątku) i powoli zaczynam się kulać niczym foka.
Mam nadzieje, że teraz to już (odpukać) nic się nie wydarzy i jakoś wytrzymamy w dwupaku byle do 36 tc...
A co u Was? Jak się czujecie? Jak samopoczucia? Jak rodziny, mężowie, dzieci? Maluszki kopią?
Stęskniłam się za Wami.. :-)