Staram sie pomimo tego, ze to przezywam jakby to bylo zaraz obok mnie, staram sie myslec, ze to jednak skrajne przypadki i wiekszosc dzieci urodzi sie silna i zdrowa. W tym moje. Byle nie tracic czujnosci i nie bagatelizowac niepokojacych objawow. Sama mam wczesniaka, gdzie i ja i on walczylismy o zycie po porodzie przez sepse, ale to bylo 35+6 i byl duzy, bo wazyl 3100, wiec szybko doszedl do siebie. To tez byl wynik zaniedbania mojej poloznej, a ja przez to, ze wmawiala mi, ze wszystko jest ok i normalne, ze nawet jak przestalam czuc ruchy to juz sama nie wiedzialam czy sobie nie wkrecam. O maly wlos i bym to zbagatelizowala i nie pojechala do szpitala. Teraz jestem madrzejsza i nic nie bagatelizuje. Lepiej 100 razy za duzo pojechac niz o raz za malo! Pamietajcie o tym dziewczyny i jak czujecie, ze cos jest nie tak to nie dajcie sie zbyc!