Ja się tak nakręcam, że kosmos. Jestem już prawie pewna, że coś będzie nie ok. Doszłam do tego wniosku jak dziś czytałam o nagrzewaniu płodu przez detektor tętna. Nagle mnie olśniło, że ja trzymam ZAWSZE laptopa częściowo na brzuchu siedząc z nim (a przez moje samopoczucie siedzę z tym laptopem non stop) i postanowiłam zmierzyć temperaturę na brzuchu, a tam od 37,8 do 39,3 w różnych punktach...no i koniec, panika totalna, że nagrzewałam dziecko, że na pewno mózg mu uszkodziłam, nawet nie śmieję się, tylko na poważnie to piszę, nie umiem sobie wytłumaczyć nic logicznie
Mąż mnie próbuje przekonać, że przecież krew ochładza, że płyn, że tłuszcz izoluje, że to punktowe podgrzanie skóry, a nie dziecka w środku...ale ja nie mogę tego jakoś przyjąć do siebie...
Do środy chyba oszaleję...