generalnie ostatnia kontrolna wizyte miała 27.09 i było wszystko ok, wg usg 7+1 wg miesiaczki 8+1. w środe wrocilismy od tesciow (dlatego tez wczesniej nie pisałam, bo nie miałam kiedy), no i wiadomo - stesknieni wiec poszalelismy w sypialni. w czwartek wieczorem miałam śluz lekko brunantny ale nie zaniepokoiło mnie to bo ponoć po stosunku to normalne - wszystko jest wrazliwsze...natomiast w piatek cos bolal mnie brzuch ale myslalam ze to bole jak sie tam wszystko poszerza. mimo to profilaktycznie polozylam sie, odpuscilam sprzatanie i inne obowiazki... pozniej w toalecie zobaczyłam na papierze krew z małymi skrzepami i mnie to przeraziło..to była czysta krew. szybko zadzwoniłam do lekarza i umowilam wizyte ale niestety dostalam sie do lekarza, ktory jest zwyklym ginem a nie od ciazy. i ona na wizycie mi powiedziala ze dziecko jest wielkosci 7+3...mysle sobie jak to, jak minely 3 tyg i powinno byc ponad 9 tyg....i mowi ze nie widzi akcji serca..myslalam ze padne...skierowała mnie do szpitala...pojechałam, nie mowiac o tym, ze odsylali mnie od jednego do drugiego bo "maja wyzsze ciaze i nie ma miejsca"-poczułam sie jakbym w twarz dostała. ale w koncu dostalam sie na sor , pani doktor mnie zbadała i potwierdziła ze serce nie bije
i dostałam tydzien czasu na samoistne poronienie, gdyby sie nic nie wydarzyło to czekałby mnie szpital w piatek. W srode mam wizyte u mojej ginekolog to sprawdzi czy sie wszystko oczysciło...
taka krotka historia....jest mi bardzo ciezko, dostaje naglych napadów płaczu, paniki....dobrze ze mam tylu ludzi wokol siebie...w pracy nic nie mowie, bede brac L4 ile sie da....