Jeju Dziewczyny, jak czytam Wasze historie to zawsze łapie mnie taki dołek i myśli, że "to się nie może udać". To chyba tak jak kiedyś z
@outofthebox tu rozmawiałyśmy, że będąc na takim forum ma się wrażenie, że udaje się może 20% ciąż, a jest dokładnie odwrotnie. Muszę jakimś młotkiem to sobie do głowy wbijać
Ja jestem dalej na grupie dziewczyn po poronieniu, sporo czytam bardzo bardzo smutnych informacji, ale jakoś nigdy nie odnoszę ich do siebie. Czyjeś sytuacje, życie, choroby czy zdrowie, bogactwa i super passa, nie maja na nas wpływu. Nie konkurujemy ze sobą o udaną ciążę ani o żadne inne zasoby w życiu. Staram się patrzeć na sytuacje każdego z osobna, tez z szacunku do historii innych nie wkręcam sobie, ze coś mi sie stanie, ale zawsze wyobrażam sobie, jak komuś musi być ciężko. Szczerze to czy przed czy po poronieniu, historie innych bolą tak samo, nie musimy przejść przez piekło żeby domyślić sie, jak ciężko komuś w tej chwili jest. Ale przekonałam sie za to, ze kobiety mega nie doceniają swojej siły. Babki są tak silne, jak żadni faceci, których znam, serio. Wiem, ze przetrwają swoją tragedię i zamienią ją na mase szczęścia, potrzeba tylko czasu.
Nie wierze tez w jakiś sens dobrych i złych wydarzeń i wiem, jak cholernie randomowe są. Czy sie martwimy, czy w ogóle, czy myslimy pozytywnie, czy negatywnie. Filozofia mi sie włączyła, ale jakoś tak w tej ciazy sporo myśle o nieuchronności niektórych spraw, o tym jak serio nie mamy wpływu na praktycznie nic.
A tak przyziemnie i odpowiadając na Twoje pytanie wcześniej - ja nie czekałam z testem genetycznym, zrobiłam w 10+1, tak mi doradzili w klinice.