Ja do dentysty dopiero muszę się wybrać. Najpierw odwlekałam z uwagi na mdłości i wymioty, później już nawet byłam umówiona, ale zrobił mi się zajad w kąciku ust i musiałam odwołać i jeszcze nie dotarłam.
Ogólnie kiepski dzień dzisiaj mam. Miał być tak fajnie. Narzeczony miał dzisiaj rozmowę kwalifikacyjną w związku z czym miał mieć wolne dzisiaj w pracy (jechał tylko na 2 godziny rano), potem miał tą rozmowę, a potem mieliśmy załatwić kilka spraw (pójść do USC załatwić uznanie dziecka, iść do szkoły rodzenia się zapisać i takie tam), ja tu na niego czekałam, a on przyjeżdża po rozmowie i mówi, że jednak jedzie do pracy, bo musi. Zdenerwowałam się i tyle. Po pierwsze nie znoszę zmiany planów w ostatniej chwili, a po drugie ostatnio strasznie mnie takie rzeczy denerwują i tyle. Wkurza mnie, gdy zostaje po godzinach w pracy - niby więcej kasy, ale ja czekam na jego powrót jak na zbawienie. Myślę, że to wynika częściowo z tego, że siedzę na L4 w domu (gdybym pracowała, to sama wracałabym o 18, i w ogóle by mi to nie przeszkadzało), a po drugie z uwagi na remont u mnie, dalej mieszkam u "teściowej", co mi strasznie doskwiera. Nie czuję się tu swobodnie i wolę, gdy on jest w mieszkaniu:/ Ech, musiałam się wygadać.
Z plusów - pisałam wam ostatnio, że wyszły mi kiepskie wyniki moczu, znaczna ilość bakterii i podwyższone leukocyty (niby w normie, ale podwyższone). Od lekarza w poniedziałek dostałam furaginum i urosept i dodatkowo skierowanie na posiew. Mocz na posiew zaniosłam wczoraj, a dzisiaj postanowiłam sprawdzić na stronie luzmedu, czy już są (niby Pani na recepcji mówiła, że się czeka 5-8 dni roboczych, ale w necie wyczytałam na jakimś forum, że jeśli bakterie nie rosną, to nawet po 1-2 dniach jest wynik) i były. W wyniku napisano, że bakterii nie wyhodowano, czyli chyba wszystko ok? Zastanawiam się, czy jeszcze raz nie oddać moczu na te zwykłe badania, bo nie wiem, czy odstawić leki, czy jeszcze trochę brać. Przynajmniej odkąd je biorę nie ląduje w toalecie co 5 minut, ale trochę rzadziej.