Witam z rana.
Przyłączam się do narzekania na M. Choć teraz bardziej mam ochotę narzekać na godzinę, o której przyszło mi wstawać. Miło się rozpoczął weekend nie ma co. O 5.30 koniec spania. Może by i jeszcze pospał, ale nie mogłam znaleźć smoka. Zawsze mam koło siebie przynajmniej dwa, ale wszystkie poniewierają się gdzieś w samochodzie. M. miał przynieść, ale zapomniał, a potem było tak zimno, że przecież nie wyjdzie. I mamy pobudkę. W nocy w sumie spokojnie oprócz jednej dłuższej pobudki. Dziecko się wierci, oddychać się nie da w sypialni, grzejnik hajcuje na całego, a dodam, że oparcie łóżka mamy akurat przy grzejniku więc grzeje nam po samych łepetynach, że zemdleć można. I co usłyszałam, że M. lubi spać odkryty i inaczej mu zimno. Cholera mnie trafia. Gardło mnie boli od suchego powietrza, głowa od przegrzania, o dziecku nawet nie będę wspominać, bo on chce z gołą dupą pospać. Szlag.