Hej hej
Dziewczyny, nie ma co się straszyć okropieństwami porodów, bo niepotrzebnie zaczniemy panikować.
Ja zaczęłam sn, ale po 6 godzinach pod oksytocyną i okropnych bólach miałam rozwarcie na luźny palec i lekarz zaproponował cięcie. Zgodziłam się, chociaż natychmiast zaczęłam się trząść ze strachu (dosłownie), a ciśnienie miałam 160/100
Za to sama operacja była w porządku, dali mi przytulić Małego, nawet Małżowi pozwolili wejść, jak pielęgniarka go mierzyła, ważyła i ubierała.
Mnie samej po jakiejś godzinie zrobiło się niesamowicie zimno, ale dostałam dodatkowy koc i już. Przystawiałam do piersi już na drugi dzień, a w dniu wyjścia leciało ze mnie ciurkiem. Mały zdrowy jak ryba (oprócz problemów z szorstką skórą).
Najgorsze było wstawanie po cc, moim zdaniem za wcześnie, bo pielęgniarka mnie zrywała o 6 rano, a o 22.30 mnie skończyli szyć. No, ale nie będę się kłócić z wykwalifikowanym personelem
Zagoiłam się pięknie, szew sam mi wyszedł, blizna to cieniusieńka biała kreseczka - z tego jestem bardzo zadowolona.
Do łatwego i szybkiego porodu sn trzeba mieć predyspozycje fizyczne. Moja kuzynka, maleństwo ok 160 cm, ale biodra szerokie, rodziła synka pół godziny. Jej mama obie córki też w mniej, niż godzinę.
Natomiast moja Mama rodziła nas obie po kilkanaście godzin. Serdecznie jej tego współczuję...
Sama teraz nie wiem, jak chciałabym urodzić. Może spróbuję sn, a jak się nie uda, to trudno.