citrus
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 25 Sierpień 2012
- Postów
- 2 817
Cześć Grubasy!
Produkujecie od rana tyle, że nie nadążam z czytaniem, a to aż dziwne, bo czytam jakieś pięć razy szybciej od przeciętnego człowieka (tak, to chwalipięctwo).
Temat o "wpadkach" (brzydkie słowo! Sembo, piona!) i planowaniu dziecka. Mówiłam, jak to u nas było? 1 lipca, w naszą drugą rocznicę wspólnego mieszkania, siedzieliśmy sobie w knajpce na plaży, piliśmy piwo z imbirem i oglądaliśmy bawiące się dzieciaki komentując, które z nich je za dużo słodyczy (wiecie, że my oboje mamy na tym punkcie pierdzielca ). I tak w pewnym momencie W. powiedział, że może warto byłoby się postarać o dziecko, tylko muszę mu zagwarantować, że będzie córeczka. Odpowiedziałam, że jak dobrze strzeli, to będzie, a jak źle, to do siebie pretensje...
Ustaliliśmy, że najlepiej byłoby, gdybym urodziła w maju, bo wtedy obronię się bez trudu w lipcu, już po porodzie, starania o dziecko wypadły więc na sierpień. No i w sierpniu "do pełna" i "do pełna" i "do pełna" (Boże, jakie to wulgarne ) iiiiiiiii resztę już wiecie, bo na forum przeżywałam pierwszy i drugi test ciążowy, rosnącą temperaturę i wszystko. Zaskoczyło za pierwszym razem i tak sobie nawet pomyślałam wczoraj, że to nic, że żyjemy sobie na jakimś tam średnim poziomie, że czasami brakuje pieniędzy na większe wydatki, że trudno byłoby nam pojechać na wakacje "ot tak". Udało nam się z dzieckiem już za pierwszym razem, a są przecież ludzie posiadający ogromne pieniądze, którzy starają się o dziecko latami i nie udaje im się. Stwierdziłam więc, że należy dziękować Bogu za to, co się ma - po prostu. A pieniędzy raz jest więcej, raz mniej, ale ważne, że są na to, co potrzebne.
A tak jeszcze na koniec mojej obszernej wypowiedzi przyznam, że z niecierpliwością oczekuję kwaśnej miny byłej samicy (toż to suka pospolita) W. na wieść o juniorze. Babolica ma już 35 lat, żyje w jakimś tam kuriozalnym związku na odległość z obcokrajowcem i czasami wrednie myślę, że zegar tyka (tak, wiem, to niewłaściwe) Sąsiedzi z bloku W. będą najpewniej plotkować w najlepsze, bo W. ma przecież MŁODĄ LASKĘ
(K*rwa, zastanawiacie się czasami, jak wiele obcych ludzi czyta nasze wypowiedzi? Jakieś tajniackie majówy śledzą nasze życie i wiedzą o nas zdecydowanie zbyt wiele niech to szlag!)
Produkujecie od rana tyle, że nie nadążam z czytaniem, a to aż dziwne, bo czytam jakieś pięć razy szybciej od przeciętnego człowieka (tak, to chwalipięctwo).
Temat o "wpadkach" (brzydkie słowo! Sembo, piona!) i planowaniu dziecka. Mówiłam, jak to u nas było? 1 lipca, w naszą drugą rocznicę wspólnego mieszkania, siedzieliśmy sobie w knajpce na plaży, piliśmy piwo z imbirem i oglądaliśmy bawiące się dzieciaki komentując, które z nich je za dużo słodyczy (wiecie, że my oboje mamy na tym punkcie pierdzielca ). I tak w pewnym momencie W. powiedział, że może warto byłoby się postarać o dziecko, tylko muszę mu zagwarantować, że będzie córeczka. Odpowiedziałam, że jak dobrze strzeli, to będzie, a jak źle, to do siebie pretensje...
Ustaliliśmy, że najlepiej byłoby, gdybym urodziła w maju, bo wtedy obronię się bez trudu w lipcu, już po porodzie, starania o dziecko wypadły więc na sierpień. No i w sierpniu "do pełna" i "do pełna" i "do pełna" (Boże, jakie to wulgarne ) iiiiiiiii resztę już wiecie, bo na forum przeżywałam pierwszy i drugi test ciążowy, rosnącą temperaturę i wszystko. Zaskoczyło za pierwszym razem i tak sobie nawet pomyślałam wczoraj, że to nic, że żyjemy sobie na jakimś tam średnim poziomie, że czasami brakuje pieniędzy na większe wydatki, że trudno byłoby nam pojechać na wakacje "ot tak". Udało nam się z dzieckiem już za pierwszym razem, a są przecież ludzie posiadający ogromne pieniądze, którzy starają się o dziecko latami i nie udaje im się. Stwierdziłam więc, że należy dziękować Bogu za to, co się ma - po prostu. A pieniędzy raz jest więcej, raz mniej, ale ważne, że są na to, co potrzebne.
A tak jeszcze na koniec mojej obszernej wypowiedzi przyznam, że z niecierpliwością oczekuję kwaśnej miny byłej samicy (toż to suka pospolita) W. na wieść o juniorze. Babolica ma już 35 lat, żyje w jakimś tam kuriozalnym związku na odległość z obcokrajowcem i czasami wrednie myślę, że zegar tyka (tak, wiem, to niewłaściwe) Sąsiedzi z bloku W. będą najpewniej plotkować w najlepsze, bo W. ma przecież MŁODĄ LASKĘ
(K*rwa, zastanawiacie się czasami, jak wiele obcych ludzi czyta nasze wypowiedzi? Jakieś tajniackie majówy śledzą nasze życie i wiedzą o nas zdecydowanie zbyt wiele niech to szlag!)