kugela - działkę mamy, do tego dom z działką, w którym mieszkamy, ale czekamy z przepisaniem na mnie, bo boimy się komornika - taa, dzięki mamuni.
trochę mi żal, że będa coś zwdzięczała teściowej, bo z pewnością mi to wiele razy przypomni, ale doszłam do wniosku, że schowam dumę do kieszeni, bo sami niczego się na razie nie dorobimy, a mieszkanie z dziadkami jest wykańczające. i tak muszę wytrzymać 5 lat w najgorszym wypadku. kiedy już będziemy mieli swój dom to nie pozwolę sobie w nim rządzić nikomu i grać mi na nerwach - mój dom, moje zasady.
Flaurka - no i dobrze. krzywda się Hubertowi nie stanie. a może babcia da radę? moi się zarzekali, że z Bartim sobie nie poradzą (kończyłam studium), a jednak poszło im całkiem nieźle (czyt. dziecko żyje). oczywiście jasno mi dali do zrozumienia, że z Hanią absolutnie nie zostaną - dobre i 40min kiedy odprowadzam rano Barta do przedszkola.
masz wybór co do żłobka - u nas w mieście nie ma, trzeba odwozić do większego obok, ale to i tak mi się opłaci (w zależności od kosztów żłobka:/)
a tak w ogóle to wczoraj była teściowa, po aferze z wrocławskim żłobkiem oburzona do mnie wystartowała, że ma nadzieję, że nie myślimy o żłobku dla Hani, bo ona się nie zgadza. wstrzymałam się od kłótni za błagalnym spojrzeniem Miśka, ale co się odwlecze to nie uciecze.
annte - no przykro mi bardzo, że jest Tobie przykro. i rozumiem Cię doskonale - nie tak dawno temu byłam gotowa spakować siebie, dzieci i wracać do szalonej matki. dużo poświęcam walcząc o nasze małżeństwo, bardzo dużo znoszę i często ulegam, ale tylko dlatego, że widzę iskierkę nadziei - nie cały czas jest dla mnie okrutny, ale jednak się zdarza, co w moim mniemaniu o miłości nie powinno mieć miejsca. w tym układzie trzymają mnie piękne dni, których jest zdecydowanie więcej. są granice, jasno przeze mnie określone i jak dotąd mm żadnej nie przekroczył, ale wystarczy raz, a nie będzie miało znaczenia, że mamy dwójkę dzieci, nie mam pieniędzy, gdzie się podziać itd, po prostu powrotu nie będzie, bo że się zmieni faceta nie wierzę, z resztą jak kogoś kochamy to nie możemy go zmieniać, tylko akceptować. zmieniać to my możemy tylko siebie.
najlepszym rozwiązaniem jest podobno rozmowa, ale z doświadczenia wiem, że mija się to z prawdą. dajcie sobie czas, powalcz, ale kiedy Twoja walka nic nie da - nie zastanawiaj się, bo poświęcenie ma granice, nie możesz się oddać cała.
Kasiula - do porównania z Bartkiem, Nutelkę noszę bardzo rzadko. czasem jak popłacze, podczas zabawy (tańczymy sobie, choć do tego woli tatusia), jak chorowała to 3 dni całe, włącznie z nocą. Hania rzadko domaga się noszenia, raczej woli leżeć bądź siedzieć i być zabawianą
Patina - mnie szarpie na fiolet, aktualnie jest kolorem wybranym na mój, własny, osobisty salon. bakłażan z jasnym fioletem, szarym i stalowym srebrem
co do siadania - my też nie obkładamy, do karmienia jest w wózku na pół leżąco , ew oparta o poduszkę i z pozycji pół leżącej się podnosi, raz sama usiadła i utrzymała się około minuty - my w szoku, ale obserwowaliśmy. z leżącej pozycji Bartek się podnosił sam do siadu mając 9miesięcy. sam z pół leżącej i sadzany siedział pewnie i nie przewracał się, po prostu się nie zbierał z leżącej. Nutelka zdecydowanie go w tym wyprzedza, z resztą długo nie posiedzi, bo bardziej ją ciśnie w kierunku raczkowania i pełzania..