Fiore - niby masz rację - moje dziecko i moje decyzje, ale mieszkamy z dziadkami i w rzeczywistości będę się z tym borykać codziennie - żadne rozmowy, prośby, groźby i krzyki nie pomogą - jak sobie coś wbiją do głowy, to kaplica. póki będę w domu nie pozwolę na wiele rzeczy, ale planuję po 6miesiącu Hanki iść do pracy i co wtedy? czekolada dla półroczniaka jak Bartiemu? nie mogę nad nimi zapanować, jak się wykłócam, to ukrywają przede mną co robią (parę dni temu babka wciskała Bartkowi colę - Kochany synek, nie chciał), ale jest masa sytuacji kiedy wcisną mu słodycze przed obiadem lub pozwolą siedzieć na stole. wiele mnie to nerwów kosztuje, dziecka mi nie "zepsują", bo Barti dobrze wie, czego u nas zrobić nie może, boję się za to o Hankę - jak nauczą ją huśtania w wózku, to sobie nie poradzę (Bartek tak nauczony nie chciał spać inaczej, potrafił się drzeć godzinami, a ja wykończona w końcu wkładałam go do wózka). boję się też akcji w stylu "trzymiesięcznemu dziecku można dać skórkę od chleba". oni czasem sobie nie zdają sprawy z tego, że szkodzą.
dodatkowo Barti ma dni kiedy udaje dzidziusia - kładzie się i udając, że płacze mówi "mamo, daj mi mleczko w butelce" i dziadek doszedł do wniosku, że mam kupić butelkę i mu dać - "bo co to szkodzi, będzie przynajmniej pił mleko". nie opadną Ci ręce?
dodatkowo Barti ma dni kiedy udaje dzidziusia - kładzie się i udając, że płacze mówi "mamo, daj mi mleczko w butelce" i dziadek doszedł do wniosku, że mam kupić butelkę i mu dać - "bo co to szkodzi, będzie przynajmniej pił mleko". nie opadną Ci ręce?