Z takich materialnych przygotowań to tak jak piszecie, dużo jedzenia i może jeszcze zapas wkładek laktacyjnych i podkładów poporodowych bo na początku to hurtowo schodzi.
A ja przynudzę o innej kwestii.
Moja pierwsza ciąża była wyczekana, wystarana i miałam wrażenie, że jestem przygotowana w 100%.
Niestety poród miałam straszny, oboje się z młodym mało nie przekręciliśmy (pisałam, że dopiero ostatnio się dowiedziałam, że młody miał zamartwicę?), za oknem wisiała bura ścierka a jak nas w końcu wypuścili do domu syn potrafił wyć całe noce. No i przyznam szczerze, że do tej pory się wstydzę myśli, które się kłębiły w mojej głowie, ale nic na to wtedy nie mogłam poradzić.
Sytuacja nie trwała długo i po 2-3 tyg jakoś się wszystko uspokoiło.
To, że będziecie płakać w 3-4 dobie po porodzie to prawie pewne, hormony schodzą i jest to normalne i niegroźne.
Chciałam Was uwrażliwić na te późniejsze doły. Mnie wyciągnął z tego mąż, troszcząc się o nas oboje i obeszło się bez profesjonalnej pomocy. Jeśli poczujecie, że nie macie siły, że Was to przerasta, że nie możecie to nie bójcie się o tym głośno powiedzieć partnerowi. Tłumienie tego w sobie może przynieść tylko szkodę. A w Was buzują hormony i trudno Wam samodzielnie patrzeć na świat z trzeźwym dystansem.
Wierzę, że żadnej z Was ten tekst się nie przyda ale jakby co wolałam napisać.
A ja przynudzę o innej kwestii.
Moja pierwsza ciąża była wyczekana, wystarana i miałam wrażenie, że jestem przygotowana w 100%.
Niestety poród miałam straszny, oboje się z młodym mało nie przekręciliśmy (pisałam, że dopiero ostatnio się dowiedziałam, że młody miał zamartwicę?), za oknem wisiała bura ścierka a jak nas w końcu wypuścili do domu syn potrafił wyć całe noce. No i przyznam szczerze, że do tej pory się wstydzę myśli, które się kłębiły w mojej głowie, ale nic na to wtedy nie mogłam poradzić.
Sytuacja nie trwała długo i po 2-3 tyg jakoś się wszystko uspokoiło.
To, że będziecie płakać w 3-4 dobie po porodzie to prawie pewne, hormony schodzą i jest to normalne i niegroźne.
Chciałam Was uwrażliwić na te późniejsze doły. Mnie wyciągnął z tego mąż, troszcząc się o nas oboje i obeszło się bez profesjonalnej pomocy. Jeśli poczujecie, że nie macie siły, że Was to przerasta, że nie możecie to nie bójcie się o tym głośno powiedzieć partnerowi. Tłumienie tego w sobie może przynieść tylko szkodę. A w Was buzują hormony i trudno Wam samodzielnie patrzeć na świat z trzeźwym dystansem.
Wierzę, że żadnej z Was ten tekst się nie przyda ale jakby co wolałam napisać.