Dzień dobry moje miłe,
żyję, nie umarłam i dobrze, że nie poskładałyście się na wieniec dla mnie, bo nadal jestem. A nie zaglądam, bo nie mogę się dopchać do kompa normalnie. I to co mam w domu, to biblijny Armageddon to przy tym pikuś.
Zacznę od dobrych rzeczy - awansowałam w pracy. I bardzo fajnie, tylko roboty mam od groma więcej i wracam do domu o skandalicznych godzinach. Niestety, znów jestem weekendową mamą i widzę, że to odbija się na Kubie. Kiedy widzi mnie w weekendy to nie mogę nawet iść do toalety bez niego. Ciągle tylko "mama, mama" uczepiony moich nóg wszędzie za mną chodzi.
Kupujemy dom - od 3 miesięcy. Procedury bankowe doprowadzają nas do szału, ciągle nas ścigają po dodatkowe papierki, złożyłam już do banku cały segregator dokumentów i mam nadzieję, że to już wreszcie wszystko. Teraz czekam na decyzję, myślałam że w sierpniu wejdziemy z ekipą remontową, a tu jak w połowie września dostaniemy kredyt to będziemy mogli mówić o szczęściu. Masakra, tłumaczenie się z każdej wydanej złotówki, z każdego kredytu, z wszystkiego. Ja ich nie rozumiem. Będą zabezpieczeni na dwóch hipotekach, na pewno każą nam się ubezpieczyć na jakieś absurdalne kwoty a i tak traktują nas jak kloszardów z ulicy którzy chcą kasę na chlanie.
A Kuba.... mam z nim trochę problemów. Śpi ładnie, je wszystko, tylko teraz rosna mu trójki i od 4 tygodni nie mogą się przebić. Z bólu wariuje. a nie mogę go wiecznie faszerować ibufenem i pyralginą. Przeszliśmy też już różyczkę. Nie mam pojęcia gdzie ją złapał, bo do żłobka nie chodzi, kontaktu z dziećmi poza placem zabaw też nie bardzo, zresztą on nawet na placach zabaw jest trochę aspołeczny. Niechętnie bawi się z dziećmi, raczej trzyma się blisko mnie albo niani. I co gorsza złośnik z niego zrobił się straszny. Jak coś mu się nie podoba to rzuca zabawkami czy czymkolwiek co wpadnie mu w ręce, próbuje nas bić, ale mu nie pozwalamy, no to zaczął walić głową w podłogę albo w meble. Byłam z nm u lekarza i psychologa dziecięcego bo myślałam, że ma może jakieś zaburzenia emocjonalne. Lekarka powiedziała, że dziecko jest zdrowe i samo sobie krzywdy nie zrobi - no jak nie zrobi, cholera, skoro ostatnio tak walnął w kafle na podłodze, że śliwę miał przez tydzień! Pani psycholog go poobserwowała i powiedziała, że on po prostu intelektualnie przeskoczył rówieśników, ale nie umie mówić i choć wie, co chce powiedzieć, to nie potrafi, więc się wkurza. Kuba jest bardzo wysoki, widzę na placu zabaw, że jest sporo wyzszy od dzieci w jego wieku. W domu najchętniej zajmuje się oglądaniem książeczek, rysowaniem albo bawieniem się czymś, co się rozkłada, składa, rozbiera na części pierwsze. Jest bardzo poważny i skupiony. Psycholog powiedziała, że problem ustąpi jak zniknie bariera komunikacyjna. Spytałam, zcy do tego czasu mam po prostu czekać, aż sobie rozwali głowę? Doradziła mi, żeby nie ignorować, ale brać na ręce i tłumaczyć, że tak nie wolno. Kuba jest przekochany. Rozdaje buziaczki, chętnie się przytula, sam z siebie chce pomagać, np jak czyszczę lustro to on musi dostać drugą sciereczkę i też wyciera. Albo wkłada rzeczy do szuflad. Ma maniakalne zamiłowanie do porządku i czystości. Z początku myślałam, ze to objawy autyzmu, ale pani psycholog powiedziała, że jest komunikatywny i ma prawidłowe odruchy społeczne, więc to nie autyzm. Wyjaśniła mi, że jego emocje nie są jeszcze rozwinięte i sobie po prostu z nimi nie radzi. Dziewczyny, ja już dostaję do głowy. Tak strasznie się boję że on sobie coś zrobi. Myślę, że on to widzi, że ja się o niego boję i próbuje to wykorzystać. Nie wiem, gzdie zrobiłam błąd. Wydaje mi się, że nie jestem złą mamą, nie kóocimy się przy nim, nie zabraniam mu wszystkiego (poza rzeczami, które są dla niego niebezpieczne no i naszymi "zabawkami" typu telefon czy aparat) ma stały rytm dnia, uwielbia swoją nianię, bo jak ona wychodzi to chodzi po mieszkaniu i szuka jej krzycząc "Natala". Może chodzi o to, że większość czasu mnie nie ma? Czuję się tak winna, że jestem cały dzień w pracy, ale nie możemy sobie pozwolić na to, żebym nie pracowała. Zakład mojego M dosięgnął kryzys, cykają mu jakieś zaliczki na poczet pensji po 800 zł. Ani jak wydatków zaplanować, opłat porobić. M siedzi po nocach przy kompie i trzaska zlecenia, za które mu nie płacą, bo zakład w kryzysie. To wszystko strasznie się nawarstwiło. Kupno domu, problemy z Kubą, problemy w pracy M. Mam nadzieję, że wkrótce to się skończy.
No kurczę i widzę, że tu sporo zmian. Gratuluję dziewczyny nowych brzuszków! Super sprawa. Mam nadzieję, ze wszystko będzie ok. Teraz kończę, ale jeszcze dzisiaj zajrze.
Buziaczki
aggy