Witam Was padnięta, wykończona i osłabiona,
w zeszły piątek wylądowałam z Kubusiem w szpitalu. Jego drogi moczowe zaatakowała jakaś paskudna bakteria i okazało się, że infekcja jest na tyle silna, że musi być leczony w szpitalu. Załamałam się. A wiecie co jest najgorsze? Że Kuba nie miał żadnych objawów. Normalnie jadł, spał, sikał, nie miał gorączki, wymiotów ani biegunki i w życiu bym się nie domyśliła, gdyby nie to, że w czwartek miał przez pół godziny gorączkę 39,3, która zniknęła sama z siebie bez podania środków p-gorączkowych. Pisałam zresztą, że w czwartek byłam z nim u lekarza, a lekarz nie stwierdził niczego. W piątek rano dałam mocz Kubusia do zbadania mojej teściowej, która jest analityczką, a ona dzwoni do mnie za 2 godziny przerażona, bo takich parametrów nie widziała jeszcze u żadnego dziecka. Leukocyty 15-20, białko 62, liczne bakterie. Zapakowałam Kubę w wózek, do lekarza, a pediatra "Proszę pani, to jest szpital". Spytałam, czy Kuba nie może być leczony w domu, a ona na to, że on musi dostać antybiotyk, więc tylko dożylnie, bo takim maluszkom nie wolno podawać antybiotyków ani doustnie ani domięśniowo. Poszłam do szpitala, przyjęli Kubę na oddział, po chwili przyszła piguła i powiedziała, że muszą Kubie założyć wenflon. Bierze go do zabiegowego, a ja za nimi. Kazali mi wyjść, ale ja powiedziałam, że w życiu nie zostawię dziecka. Ona na to, że ja nie mogę przy tym być, a ja warknęłam "A założy się pani?" Zostałam. 6 razy próbowali mu się wkłuć, a każde ukłuci, to jakby ktoś mi nóż w serce wbijał. Pielęgniarka stwierdziła, że tak się nie da i że wkłuje mu się w głowę. Wk..am się i krzyknęłam "Sama wbij sobie to w głowę! Ty bys chciała mieć wenflon w głowie?" Już nie wytrzymałam normalnie. Ściągnęli więc pielęgniarkę anestezjologiczną i ona mu się wkłuła.
W szpitalu warunki fatalne. Dla matek pół metra kwadratowego, że nawet łóżka nie było gdzie rozłożyć. Niektóre pielęgniarki (bo nie wszystkie) niemiłe, opryskliwe i bez podejścia do dzieci, zero szcunku i poszanowania godności. Warunki sanitarne urągające godności dorosłego człowieka, a co dopiero dziecka. Uzyskać informację graniczyło z cudem. Wygospodarowałam sobie trochę miejsca pod umywalkami i tam rozkładałam polówkę bo inaczej musiałabym spać na krześle. Przeryczałam pierwsze trzy noce, kłóciłam się z pigułami, jestem wykończona. Najgorsze jest to, że zaraz obok siebie leżą dzieci z zapaleniem płuc, ucha i rotawirusem. Tam nie znają czegoś takiego jak izolatka, więc wszystkie dzieci narażone dodatkowo na inne infekcje. Cały czas modliłam się, żeby Kuba tylko jeszcze czegoś nie załapał. Za to ja przedwczoraj zaraziłam się od jakiegoś dziecka grypą jelitową i do wczoraj leżałam w tym samym szpitalu na internie pod kroplówkami, bo wymiotowałam 20 razy, ostra biegunka i byłam tak odwodniona, że skórę miałam jak pergamin. Teraz siedzę w domu i czekam na moje dziecko, bo dziś wychodzi. W nocy przy Kubusiu była moja szwagierka, a teraz jest tam mój mąż. Już ok. 13 będę miała mojego Bąbelka przy sobie.
Kubuś w szpitalu był bardzo cierpliwy, nie płakał w ogóle, ładnie spał i jedna fajna piguła powiedziała, że Kubuś dostanie medal za najgrzeczniejsze dziecko na oddziale. Zresztą się nie dziwię, bo dzieci są niespokojne, jak ich matki panikują. Dzieci wtedy myślą, ze lekarz chce im zrobić krzywde, jak widzą, że mama płacze. Ja ryczałam w kiblu, bo nie chciałam przy dziecku. Byłam przy wszystkich zabiegach, bo nie dawałam się wyprosić, piguły już potem widziały, że ja nie histeryzuję w zabiegowym, kiedy przed jednym zastrzykiem jak piguła zbliżała sie do niego ze strzykawką, ja powiedziałam, ze najpierw chcę wytłumaczyć synkowi co go czeka. Ona na to, że takie dziecko nie rozumie, a ja odparłam, że rozumie więcej niż nam się wydaje. Pochyliłam się nad Kubusiem i powiedziałam "Kuba, teraz dostaniesz zastrzyk, nie będę cię okłamywać, troszkę będzie bolało, ale wierzę, że jesteś dzielny i ja jestem z ciebie bardzo dumna" I on w ogóle nie płakał. Czujecie? Takie małe dziecko! Tylko zakwękał z niezadowolenia, ale był spokojny. Piguła była w szoku i już potem mnie nie wyrzucali. Bo mnie wkurzało, jak matka przytrzymywała siłą swoje 3-letnie dziecko, płacząc mówiła mu, że to nie boli, a dziecko ryczy. Jak nie boli, jak boli? Każdego boli zastrzyk. Jak potem takie dziecko ma wierzyć matce i nie bać się lekarzy?
Jestem wykończona fizycznie i psychicznie. Nie byliśmy zdecydowani z M na szczepienie przeciwko rotawirusom, ale teraz zaszczepimy go na bank. Nie zniosę kolejnego takiego pobytu w szpitalu.
Najbardziej niepokoi mnie, że Kuba nie gorączkuje. Dziecko tylko w ten sposób sygnalizuje, że coś się dzieje w organizmie. Bo nie powie, że coś go boli. A Kuba nie. Martwi mnie to, bo to oznacza, że jego organizm nie broni się przed chorobą.
Ech, napiszę jeszcze potem. Wracam do łóżka, bo jestem słaba jak fiks.
Całuski
aggy