reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

"ludzie marzą o Aniołach ja trzymałam jednego w ramionach"

Monila własnie też tak myslę i czasem bardzo sie staram zachowywać normalnie, ale mi nie wychodzi...nie chce sprawiac nikomu przykrości, tym bardziej kobietom w ciaży...
W sumie jak patrze z odleglosci na wielkie brzuszki to rozbudza to we mnie nadzieje, ze będzie dobrze, ze im sie uda, gorzej, gdy rozmawiam w cztery oczy... tylko z Wami jest inaczej...zafasolkowane aniołkowe mamy działają inaczej...pokrzepiająco i jak staję oko w oko z problemem to staram sie przenieśc te uczucia na dany moment...ale staranie staraniem, a co wyjdzie to juz inna sprawa...

taki mam plan, zacisne zeby...zawsze moge gdzies na chwile uciec i sie schowac

Trzymam kciuki bardzo mocno!!!
 
reklama
Wiolcia jasne ze dasz rade :* Wojtus da Ci duzo siły !!! a jesli bedzie Ci juz tak bardzo cieżko to zaszyj sie gdizes na chwilke popłacz sobie popros Wojtusia i całe aniołkowe przedszkole o wiecej sil :*
ojj tak kazda ciaza aniołkowej mamusi cieszy nas tak jakby to była nasza ciaza .. bo przeciez tak wiele przeszłysmy i nalezy nam sie takie wielkie szczescie jakim jest dziecko . Ja bardzo mocno wierze w to ze kazdej z nas uda sie !! jedynm wczesniej drugim poznije ale uda sie !!
a teraz kochana usmiehc na buzi dla Wojtusia
fc826f7ed1dc66938b49af4cee53a33009ae100b.jpg
 
Wiolu daj sobie czas, na prawdę u Ciebie to wszystko jest jeszcze świeże. To że tak działają na ciebie ciężarne to normalne w naszym przypadku. Każda z nas to czuje lub czuła, ale ten ból na ich widok sam minie. Nie musisz się starać na siłę i nie przejmuj się tak co myślą inni, bo kto nie przeżył takiej tragedii to nie jest w stanie sobie wyobrazić jak my cierpimy każdego dnia.
 
ja to wiem i Wy to wiecie, ale reszta i tak pyta mojego meża czemu jestem taka dziwna...
muszę chyba go uodpornić na te pytania...
na razie wpadłam na pomysł, aby na facebooku umieścić listę zyczeń osieroconych rodziców. Liczę że chociaż niektórzy ją przeczytają.
 
Wiesz co Wiola może nie którym ta lista da do myślenia, ale myślę, że nie wielu. W moim przypadku było wiele sytuacji, gdzie walczyłam o to, żeby nie pomijano Julki jako mojego pierwszego dziecka, ale to na nic. Jeszcze kilka tygodni temu zresztą wam się żaliłam, a teraz już odpuściłam, bo widzę, że to nie ma sensu, a szkoda tylko moich nerwów.
Ciekawe jak by się czuli ci pytający na Twoim miejscu...ahhhh szkoda słów. Zamiast pytać męża to przyszli by do ciebie i po prostu by cie przytulili, no ale nie nauczymy myślenia ludzi. Przytulam....
 
niestety...na to nie mamy wpływu
nie wiem, czemu taka rozbita jestem, raz lepiej raz gorzej...
niby rozumiem, niby wiem, ale zaraz nie rozumiem, nie wiem...milion wątpliwości pozostaje w głowie
maż się denerwuje, ze cały czas top roztrząsam, a to tak nie jest...nie chcę roztrzasać, to sie dzieje samo, a w mojej glowie milion myśli...nad niektórymi nie umiem zapanować...chociaż bym chciała
sama siebie nie rozumiem, z jednej strony ciepło myśle o malutkich dzieciach, uwielbiam je i chetnie bym je wycałowała, ululała...a z drugiej strony boję się fizycznego kontaktu i staniecia oko w oko z maleństwem...chociaż wydaje mi sie, ze jakbym już była w takiej sytuacji, to wziełabym normalnie na rece...zawsze mnie ciągnęło do małych dzieci i z radoscią zajmowałam sie swoimi i cudzymi...
przepraszam, ze Wam marudzę, rozkręcam sie, a chyba niepotrzebnie...niech to sie samo poukłada...o ile to możliwe...
 
Kasia ja też ostatnio kiler, wykańcza mnie, ale dobrze się po nim czuję :D
Wiola bo ludzie naprawdę nie wiedzą jak się zachować, a ten zjazd to może po to , żeby pogadać, oswoić się itd. Ja Ci powiem, że mnie tez denerwowały osoby z bliskiego otoczenia i też niektórym wysłałam listę życzeń osieroconych rodziców, to mi kuzynka napisała, że jest w szoku i że nie wiedziała, że ja się tak aż czuję... oni naprawdę nie wiedzą co my czujemy i jak się zachować, po prostu... ja to rozumiem.
A co do innych dzieci, to ja nie mam do nich uczuć. Moja przyjaciółka ma półtorarocznego synka, przyjeżdżają do mnie, on jest taki wesoły, śmieszny, bawi się ze mną, chce żebym go na ręce brała, a ja nie czuję, że to dziecko jest i że jest fajnie... Ale jak sobie czasem pomyślę, że mogłabym swojego Maluszka tak nosić, to naprawdę ściska coś za serce i zwyczajnie ta myśl boli...
 
Ostatnia edycja:
Dziewczyny własnie przegladałam ten nasz watek od poczatku i znalazłam tekst ktory kiedys wkleiła nam Nati , mysle ze choc troszke nam pomoze


Mamo... kiedy mnie zabraknie, nie rozpaczaj. Pamiętaj o tym co za chwilę napiszę.
Nasze serca, moje i twoje stanowią jedność...
Biją zawsze i niezmniennie jednym rytmem. Taktem, którego nic nie jest w stanie zakłócić.
A kiedy mnie już nie będzie a ty będziesz odczuwała tęsknotę,
wtedy połóż rękę na piersi i wsłuchaj się w rytm uderzeń swego serca.
I wiedz, że gdzieś tam, gdziekolwiek się znajdę,
z mojej piersi będzie się dało dosłyszeć ten sam odgłos. Ten sam rytm.
Rytm naszej nieskończonej i wiecznej miłości.
Rytm, którego nawet śmierć nie jest w stanie przerwać.
Bo nawet ona... nie ma takiej mocy...


ps. Nati mam nadzieje ze nie bedziesz zła
;-)
 
reklama
ja właśnie czytałam stare posty...od 1 wpisu Malinki...wiem, ze nie jestem sama i wszystkie przechodziłyście przez to samo...
nie pamietam która juz napisała, ze zawsze moze być gorzej...
cieszę sie z tego co mam, naprawdę...chciałam więcej, ale nie było dane...

ostatnio na cmentarzu mama sąsiada Wojtusia opowiedziała mi historie Martynki...jej mama straciła ją, a także dwójkę starszych dzieci, Martynka umarła przy porodzie, a starsze dzieci zaczadziły sie podczas pożaru ich domu (*)(*)(*)

Jak poczytałam starsze posty to obudziła sie nadzieja, ze słoneczko wychodzi. Nasze aniołki są szczęśliwe w niebie, nic ich nie boli, nie cierpią... A my chociaz tęsknimy i zawsze będziemy tesknić w końcu spojrzymy na świat z wielkim uśmiechem, takim jak wysłała mi Monila :-)

Kindzi- każdy ma inaczej...po swojemu...a nasze odczucia też zmieniają sie razem z nami...
 
Do góry