reklama
kropa501
Fanka BB :)
Jestem
Nie pisałam,bo nie było za bardzo jak.
Skrzat, Fb mam w komórce i on trochę oszukuje pokazując, że jestem - tak naprawdę przez tydzień zajrzałam może ze dwa razy,odpisałam na wiadomości i to wszystko Forum jest gorsze do przeglądania na komórce, zresztą czasu zupełnie nie było
To po kolei.
Wyszliśmy ze szpitala w środę rano z antybiotykiem na "zaczerwienione gardło i rozpulchnione migdałki" - no ale kurka jakie miało być po 12 godzinach wymiotów? Niestety CRP wzrosło mu z 12,5 w poniedziałek na 38 we wtorek i "były wskazania do podania antybiotyku" (cytując Panią doktor). Robili mu wymaz z gardła i oczywiście nic nie było, tak samo w innych badaniach - żadnych wirusów, bakterii, nic. Zrobili RTG klatki piersiowej i zdjęcie przeglądowe jamy brzusznej, też wszystko ok. Byliśmy też na USG, ale pani się nie przyłożyła i badanie trwało z 30 sekund... Wkurzyłam się na maksa, bo po cholerę było dziecko stresować, skoro nie zamierzała porządnie zrobić?
Konsultował go chirurg, nic nie widział niepokojącego. Obstawiam więc dwie piątki, które wyszły jednocześnie...
Najgorsza jest trauma po szpitalu. Dziewczyny, kosmos. W dwa dni dziecko się zmieniło o 180 stopni - sfrustrowane, agresywne (jak mu nie pozwalaliśmy nas uderzać, bił siebie albo walił głową o łóżko!!!), wystraszone, nie daje mi wyjść nawet na chwilę. Te cipy pielegniary zabrały go ode mnie pierwszego dnia na zabiegowy i nie pozwioliły mi wejśc, a ja oszołomiona sytuacją, udzielając lekarce jednocześnie wywiadu rodzinnego dałam go sobie zabrać. Wył za drzwiami z 15 minut :/ Założyły mu wenflon, worek na mocz (z którego wszystko wyciekło w nocy na pidżamkę i pościel) i dopiero potem sie dowiedziałam, że brały tez wymaz z gardła. Dziewczyny, NIGDY nie pozwólcie na coś takiego! Od tej pory jak tylko gdzieś mu zniknę, myśli ze ktoś mu zrobi krzywdę i wyje jak opętany. Jak go odniosły, leżał na łóżku szpitalnym obrażony i zrezygnowany. Patrzył w sufit, nie reagował na swoje imię, nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Koszmar! Na kolejne badania wchodziłam z nim mimio że "u nas w szpitalu nie ma takiego zwyczaju"...
Od soboty wychodzimy powoli na prostą, minęła już agresja i frustracja, ale nadal jest problem z przebieraniem (myśli, że będzie badany) i z wysiadaniem z samochodu (krzyczy, ze do szpitala nie). Daje się już przewijać, bo do niedawna myślał, że za każda zmianą pieluchy właduję mu czopek. Trzy tygodnie odpieluchowywania poszły w d..., nie było szans na zdjęcie spodni w szpitalu bez mega płaczu.
No i najgorsze jest to, że dalej nic nie wiemy i przy kolejnej takiej akcji znowu wylądujemy w szpitalu, bo te gorączki są odporne na nurofen i paracetamol, a nawet na podaną w szpitalu pyralginę Zbijały mu zimnymi kroplówkami od wewnątrz, inaczej na nic nie reagował a przy 39,9 stopniach miał już drżenia przeddrgawkowe. Do tego przy gorączce powyżej 38 stopni zwraca wszystko, co weźmie do ust i odwadnia się w tempie błyskawicznym... Nie wiem już, co robić z tym fantem i mam nadzieję, ze to rzeczywiście od zębów i skończy się razem z piątkami... Idziemy dziś na kontrolę do naszej pediatry, zobaczymy, co ona na to.
Nie pisałam,bo nie było za bardzo jak.
Eijf dobrze, że podróż udana A właściwie to po co Mała idzie na tych wakacjach do przedszkola? Jak jesteście tak rzadko w Polsce to nielepiej by dziadki się nią nacieszyły na maksa?
Kropa daj znać jak Radek, jesteś na fb ale u nas nic nie napiszesz
Skrzat, Fb mam w komórce i on trochę oszukuje pokazując, że jestem - tak naprawdę przez tydzień zajrzałam może ze dwa razy,odpisałam na wiadomości i to wszystko Forum jest gorsze do przeglądania na komórce, zresztą czasu zupełnie nie było
To po kolei.
Wyszliśmy ze szpitala w środę rano z antybiotykiem na "zaczerwienione gardło i rozpulchnione migdałki" - no ale kurka jakie miało być po 12 godzinach wymiotów? Niestety CRP wzrosło mu z 12,5 w poniedziałek na 38 we wtorek i "były wskazania do podania antybiotyku" (cytując Panią doktor). Robili mu wymaz z gardła i oczywiście nic nie było, tak samo w innych badaniach - żadnych wirusów, bakterii, nic. Zrobili RTG klatki piersiowej i zdjęcie przeglądowe jamy brzusznej, też wszystko ok. Byliśmy też na USG, ale pani się nie przyłożyła i badanie trwało z 30 sekund... Wkurzyłam się na maksa, bo po cholerę było dziecko stresować, skoro nie zamierzała porządnie zrobić?
Konsultował go chirurg, nic nie widział niepokojącego. Obstawiam więc dwie piątki, które wyszły jednocześnie...
Najgorsza jest trauma po szpitalu. Dziewczyny, kosmos. W dwa dni dziecko się zmieniło o 180 stopni - sfrustrowane, agresywne (jak mu nie pozwalaliśmy nas uderzać, bił siebie albo walił głową o łóżko!!!), wystraszone, nie daje mi wyjść nawet na chwilę. Te cipy pielegniary zabrały go ode mnie pierwszego dnia na zabiegowy i nie pozwioliły mi wejśc, a ja oszołomiona sytuacją, udzielając lekarce jednocześnie wywiadu rodzinnego dałam go sobie zabrać. Wył za drzwiami z 15 minut :/ Założyły mu wenflon, worek na mocz (z którego wszystko wyciekło w nocy na pidżamkę i pościel) i dopiero potem sie dowiedziałam, że brały tez wymaz z gardła. Dziewczyny, NIGDY nie pozwólcie na coś takiego! Od tej pory jak tylko gdzieś mu zniknę, myśli ze ktoś mu zrobi krzywdę i wyje jak opętany. Jak go odniosły, leżał na łóżku szpitalnym obrażony i zrezygnowany. Patrzył w sufit, nie reagował na swoje imię, nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Koszmar! Na kolejne badania wchodziłam z nim mimio że "u nas w szpitalu nie ma takiego zwyczaju"...
Od soboty wychodzimy powoli na prostą, minęła już agresja i frustracja, ale nadal jest problem z przebieraniem (myśli, że będzie badany) i z wysiadaniem z samochodu (krzyczy, ze do szpitala nie). Daje się już przewijać, bo do niedawna myślał, że za każda zmianą pieluchy właduję mu czopek. Trzy tygodnie odpieluchowywania poszły w d..., nie było szans na zdjęcie spodni w szpitalu bez mega płaczu.
No i najgorsze jest to, że dalej nic nie wiemy i przy kolejnej takiej akcji znowu wylądujemy w szpitalu, bo te gorączki są odporne na nurofen i paracetamol, a nawet na podaną w szpitalu pyralginę Zbijały mu zimnymi kroplówkami od wewnątrz, inaczej na nic nie reagował a przy 39,9 stopniach miał już drżenia przeddrgawkowe. Do tego przy gorączce powyżej 38 stopni zwraca wszystko, co weźmie do ust i odwadnia się w tempie błyskawicznym... Nie wiem już, co robić z tym fantem i mam nadzieję, ze to rzeczywiście od zębów i skończy się razem z piątkami... Idziemy dziś na kontrolę do naszej pediatry, zobaczymy, co ona na to.
Kropa, biedny Radziu! mam nadzieję, że- jak pisze Nef,- zapomni wkrótce! KIlka tygodni waszej cieplej opieki i wyjazdy samochoem w mile miejsca, zeby nie kojarzyl ze szpitalem powinny pomoc.
Szpital to rzeźnia! jak bylam z Polą gdy miala 5 miesięcy, bylo to samo. Zabrali ja na wlozenie wenflonu, a mi kazali czekac za drzwiami, a ja się zgodzilam. Jest jakies takie oszolomienie, ze dopiero post factum skojarzylam, ze wcale nie chcialam, zeby tak się stalo. Potem juz nei pozwalalam nigdzie Poli brac, ani nie w mojej obecnosci robic. Ale ona byla wtedy o wiele mniejsza. I zapomniala szybko.
W ogole wszelkie regulacje byly " pod pielęgniarki" a nie pod dzieci. Codziennie bylo np wazenie, a dzieci mialy przychodzic gole, ttylko owinięte kocykiem, zeby im bylo szybciej. Nawet te z zapaleniem pluc czy innymi chorobami.
Potem juz się zrobilam bardziej bojowa i inne matki z pokoju podburzylam, wiec nasze przychodzily ubrane, a pielegniarki kwękaly, ze to dlugo trwa.
Najgorsze jest to, ze czlowiek czuje się tam trochę bez mozliwosci veta i wypowiedzenia sie i czesto potulnie wszystkich instrukcji slucha.
My wrocilismy dzisiaj z Paryza, potem napiszę moje przemyslenia,. Pola naszczescie super to zniosla, babcie dostarczaly rozrywek, wiec nie bylo placzow ani tęsknienia za nami
Szpital to rzeźnia! jak bylam z Polą gdy miala 5 miesięcy, bylo to samo. Zabrali ja na wlozenie wenflonu, a mi kazali czekac za drzwiami, a ja się zgodzilam. Jest jakies takie oszolomienie, ze dopiero post factum skojarzylam, ze wcale nie chcialam, zeby tak się stalo. Potem juz nei pozwalalam nigdzie Poli brac, ani nie w mojej obecnosci robic. Ale ona byla wtedy o wiele mniejsza. I zapomniala szybko.
W ogole wszelkie regulacje byly " pod pielęgniarki" a nie pod dzieci. Codziennie bylo np wazenie, a dzieci mialy przychodzic gole, ttylko owinięte kocykiem, zeby im bylo szybciej. Nawet te z zapaleniem pluc czy innymi chorobami.
Potem juz się zrobilam bardziej bojowa i inne matki z pokoju podburzylam, wiec nasze przychodzily ubrane, a pielegniarki kwękaly, ze to dlugo trwa.
Najgorsze jest to, ze czlowiek czuje się tam trochę bez mozliwosci veta i wypowiedzenia sie i czesto potulnie wszystkich instrukcji slucha.
My wrocilismy dzisiaj z Paryza, potem napiszę moje przemyslenia,. Pola naszczescie super to zniosla, babcie dostarczaly rozrywek, wiec nie bylo placzow ani tęsknienia za nami
Elmoo
Fanka BB :)
Kropa jak czytałam o tym, co przeszliście to aż ciarki po pecach przechodzą. No i fatycznie chyab po fakcie przychodzą myśli że absolutnie by się czeoś nie zrobiło, a w tym całym oszołomieniu i stresie nie zrobi się tak.
Marta pisz pisz jak tam było co widzieliście i jak z tęsknotą za małą.bo ja to jakaś nie dzisiejsza i już po 8 godzinach pracy tęsknię za małą i lecę jak dzika
Marta pisz pisz jak tam było co widzieliście i jak z tęsknotą za małą.bo ja to jakaś nie dzisiejsza i już po 8 godzinach pracy tęsknię za małą i lecę jak dzika
Elmoo, dalismy wszyscy radę!
B od póltora roku gadał, ze moze bysmy gdzies wyjechali, ze wszsycy zostawiają dzieci z babciami itp. NO a na dzień przed wyjazdem zaczłął piszczeć, ze biedna Polunia zostanie taka sama, ze wie, ze wyjezdzamy, ale nei wie, ze to tak dlugo itp.
Ja od początku miałam obiekcje i wiedziałam, ze 5 dni to jest maksimum, na jakie możemy wyjechac. W neidzielę przed wyjazdem też mialam minę nietęgą.
POla była wczesniej przygotowywana bajeczkami, o swince, ktora zostala z dziadkami, bo rodzice wyjechali i wiedziala, ze mama i tata wyjezdzają na wyciezkę, a ona będzie z babciami.
No ale oboje wiedzielismy, ze ona tak do konca nie wie, o co chodzi i ze moze w połowie zacząc tęsknic.
Ale babcie stanęly na wysokosci zadania, przedpoludniami przychodzila tez niania, ktora zapewniała rozrywki. Neie bylo więc w ogole kwestii tego, że Pola ma czas na smuteczki. Kilka razy, gdy słyszala samochod, pytala, czy jedzie tata. W czwartek po drzemce pytala o mamę, ale babcie jej powiedzialy, ze nastepnego dnia przyjedziemy i juz wiecej nei pytala.
Nie wiem oczywiscie na ile to prawda, czy babcie nie podkoloryzowaly trochę, zeby nam nie bylo przykro, ale wyglada na to, ze te 5 dni dziecko przezylo bez problemu plusem bylo na pewno to, ze to babcie i niania przychodzily do naszego domu, a nie Pola zostala gdzies wywieziona, gdzie moglaby czuc się neipewnie.
My natomiast stwierdzilismy, ze skoro juz wyjechalismy, to musimy miec nastawienie, ze wszystko bedzie dobrze. Nie dzwonilismy wiec do Poli, no a w ciagu dnia bylismy zajęci i chcielismy wycisnąc z tego wyjazdu jak najwiecej.
Myslę, ze dobrze nam to zrobilo, poczulismy się jak kiedys, kiedy jezdzilismy tylko we dwoje, gdzie nei bylo dodaktowych obowiazkow zwiazanych z dzieckiem, ani zadnych ograniczen, typu wracamy na drzemkę Poli, czy musimy usiąśc teraz na obiad lub robic mleko.
Tak więc polecam gorąco krótkie wypady we dwoje! Nasz związek na pewno tego potrzebowal
B od póltora roku gadał, ze moze bysmy gdzies wyjechali, ze wszsycy zostawiają dzieci z babciami itp. NO a na dzień przed wyjazdem zaczłął piszczeć, ze biedna Polunia zostanie taka sama, ze wie, ze wyjezdzamy, ale nei wie, ze to tak dlugo itp.
Ja od początku miałam obiekcje i wiedziałam, ze 5 dni to jest maksimum, na jakie możemy wyjechac. W neidzielę przed wyjazdem też mialam minę nietęgą.
POla była wczesniej przygotowywana bajeczkami, o swince, ktora zostala z dziadkami, bo rodzice wyjechali i wiedziala, ze mama i tata wyjezdzają na wyciezkę, a ona będzie z babciami.
No ale oboje wiedzielismy, ze ona tak do konca nie wie, o co chodzi i ze moze w połowie zacząc tęsknic.
Ale babcie stanęly na wysokosci zadania, przedpoludniami przychodzila tez niania, ktora zapewniała rozrywki. Neie bylo więc w ogole kwestii tego, że Pola ma czas na smuteczki. Kilka razy, gdy słyszala samochod, pytala, czy jedzie tata. W czwartek po drzemce pytala o mamę, ale babcie jej powiedzialy, ze nastepnego dnia przyjedziemy i juz wiecej nei pytala.
Nie wiem oczywiscie na ile to prawda, czy babcie nie podkoloryzowaly trochę, zeby nam nie bylo przykro, ale wyglada na to, ze te 5 dni dziecko przezylo bez problemu plusem bylo na pewno to, ze to babcie i niania przychodzily do naszego domu, a nie Pola zostala gdzies wywieziona, gdzie moglaby czuc się neipewnie.
My natomiast stwierdzilismy, ze skoro juz wyjechalismy, to musimy miec nastawienie, ze wszystko bedzie dobrze. Nie dzwonilismy wiec do Poli, no a w ciagu dnia bylismy zajęci i chcielismy wycisnąc z tego wyjazdu jak najwiecej.
Myslę, ze dobrze nam to zrobilo, poczulismy się jak kiedys, kiedy jezdzilismy tylko we dwoje, gdzie nei bylo dodaktowych obowiazkow zwiazanych z dzieckiem, ani zadnych ograniczen, typu wracamy na drzemkę Poli, czy musimy usiąśc teraz na obiad lub robic mleko.
Tak więc polecam gorąco krótkie wypady we dwoje! Nasz związek na pewno tego potrzebowal
marta super, że wyjazd się udał i Pola też dobrze zniosła waszą nieobecnosć. Mówiłam, że nie ma sie czym martwic, trzeba tylko dziecko przygotować psychicznie.
My myslimy teraz o wyjeździe w drugiej połowie wrzesnia, namawiamy moich rodziców, coby mieć większy luzik. Gosia na pewno jest teraz bardziej wymagająca niż rok temu. Na wózek nie wsiądzie, a przemieszcza się dwa kroki w przód, jeden w tył. Wszystko ją interesuje, a to podniesie kamyk, a to zerwie kwiatka, a to skrobie palcem po plamie na chodniku
Co do opieki babci, Gosi się podoba to, że dziadkowie na maksa ją rozpieszczają, poświęcają dużo uwagi, non stop ma rozrywki, a to pojedzie na koniki (poogladać), a to plac zabaw, a to park, a to basen na ogrodzie i tak w kółko. Teraz to nawet nie bardzo chce wyjeźdzać, ale druga sprawa, że to wizyty na krótko i albo z obojgiem rodziców, albo tylko ze mną.
Zastanawia mnie natomiast postawa babci (mojej mamy). Wydaje mi się, że najchętniej miałaby Gosię tylko dla siebie. Juz kilka razy słyszałam propozycję, że ona ją weźmie (w sensie na kilka dni), tak jakby zapominała, że dziecko ma rodziców i takie branie na wychowanie przez dziadków prowadzi donikąd. Bo własnie mi się wydaje, że takie są jej intencje. Miałam już nawet propozycje, że zajmie się Gosią w tygodniu (z noclegiem), a ja będę zabierać dziecko na weekend. Dla mnie to totalna bzdura, to pozbycie się dziecka jak problemu.... Ot takie macierzyństwo nawet nie na pól gwizdka, ale na ćwierć gwizdka
Teraz temat wrócił, bo wygadałam się, że chyba jestem w ciąży...
no i co tu z taką babcią zrobić, która najwyraźniej chciałaby być kimś więcej niż tylko babcią
My myslimy teraz o wyjeździe w drugiej połowie wrzesnia, namawiamy moich rodziców, coby mieć większy luzik. Gosia na pewno jest teraz bardziej wymagająca niż rok temu. Na wózek nie wsiądzie, a przemieszcza się dwa kroki w przód, jeden w tył. Wszystko ją interesuje, a to podniesie kamyk, a to zerwie kwiatka, a to skrobie palcem po plamie na chodniku
Co do opieki babci, Gosi się podoba to, że dziadkowie na maksa ją rozpieszczają, poświęcają dużo uwagi, non stop ma rozrywki, a to pojedzie na koniki (poogladać), a to plac zabaw, a to park, a to basen na ogrodzie i tak w kółko. Teraz to nawet nie bardzo chce wyjeźdzać, ale druga sprawa, że to wizyty na krótko i albo z obojgiem rodziców, albo tylko ze mną.
Zastanawia mnie natomiast postawa babci (mojej mamy). Wydaje mi się, że najchętniej miałaby Gosię tylko dla siebie. Juz kilka razy słyszałam propozycję, że ona ją weźmie (w sensie na kilka dni), tak jakby zapominała, że dziecko ma rodziców i takie branie na wychowanie przez dziadków prowadzi donikąd. Bo własnie mi się wydaje, że takie są jej intencje. Miałam już nawet propozycje, że zajmie się Gosią w tygodniu (z noclegiem), a ja będę zabierać dziecko na weekend. Dla mnie to totalna bzdura, to pozbycie się dziecka jak problemu.... Ot takie macierzyństwo nawet nie na pól gwizdka, ale na ćwierć gwizdka
Teraz temat wrócił, bo wygadałam się, że chyba jestem w ciąży...
no i co tu z taką babcią zrobić, która najwyraźniej chciałaby być kimś więcej niż tylko babcią
Nef, to jednak jesteś??? to super, gratulacje!!
WIesz co, kiedyś to chyba bylo powszechne,ze rodzice wysylali dzieci do babc. Nie tylko na tydzień, ale nawet na dluzej. Moich dwoje znajomych zostało tak wyslanych na 6 lat! W obu przypadkach zaraz się urodzily po nich mlodsze dzieci i bylo to chyba oczywiste, ze dziadkowie tak wlasnie pomagali.
Moi tesciowie tez pytali, czy bedę im "dawac" dziecko na weekendy. Bylo to o tyle dziwne, ze Pola wtedy na ich widok uciekala. No i takze z moim punktem widzenia na wychowanie sprzeczne. Odpowiedzialam więc grzecznie, ze jesli POla podrosnie i bedzie chciala to tak.
Co znaczylo- zapomnijcie o tym
Moze porozmawiaj z mamą, ze Ty masz inną wizję wychowania i ze dziękujesz za pomoc, ale raczej nie.? o tyle latwiej, ze to Twoja mama i więcej jej mozna powiedziec, niz tesciowej
WIesz co, kiedyś to chyba bylo powszechne,ze rodzice wysylali dzieci do babc. Nie tylko na tydzień, ale nawet na dluzej. Moich dwoje znajomych zostało tak wyslanych na 6 lat! W obu przypadkach zaraz się urodzily po nich mlodsze dzieci i bylo to chyba oczywiste, ze dziadkowie tak wlasnie pomagali.
Moi tesciowie tez pytali, czy bedę im "dawac" dziecko na weekendy. Bylo to o tyle dziwne, ze Pola wtedy na ich widok uciekala. No i takze z moim punktem widzenia na wychowanie sprzeczne. Odpowiedzialam więc grzecznie, ze jesli POla podrosnie i bedzie chciala to tak.
Co znaczylo- zapomnijcie o tym
Moze porozmawiaj z mamą, ze Ty masz inną wizję wychowania i ze dziękujesz za pomoc, ale raczej nie.? o tyle latwiej, ze to Twoja mama i więcej jej mozna powiedziec, niz tesciowej
marta raczej jestem, bo wciąż nie mam @, a to już 2 tyg po czasie, ale coś się nie mogę zmobilizować na badanie krwi (nie cierpię, bo zwykle ląduję zielona na kozetce), a na wizytę u gina chyba trochę za wcześnie.
Nawet testu ciążowego nie powtórzyłam, 2 tyg temu była druga kreska, ale mega bladziutka...
co do mojej mamy, to jej po prostu odmawiam, bo dla mnie takie propozycje pomocy sa od rzeczy.
Też znam przykłady wśród znajomych, że dziadkowie wychowywali, czasami chodziło o dziecko z pierwszego małżeństwa, czasami o wyjazd zagraniczny do pracy, czasami o samotne rodzicielstwo.
Uważam, że odzwyczaić się od dziecka i obowiązków jest bardzo łatwo. Uswiadomiły mi to nasze krótkie wyjazdy bez małej. Zawsze po prowrocie potrzebowałam 2-3 dni, żeby wyjśc na prostą.
marta w coccodrillo pojawiły sie juz chyba kombinezony, pewnie skoczymy dzisiaj do outletu, żeby zerknąć czy nie dokupię spodni do tej brazowej kurteczki, albo jakiegos dodatkowego kombinezonu. Bo w e-sklepie jest juz tylko zeszłoroczna kolekcja i to niewiele taniej od tegorocznej
Nawet testu ciążowego nie powtórzyłam, 2 tyg temu była druga kreska, ale mega bladziutka...
co do mojej mamy, to jej po prostu odmawiam, bo dla mnie takie propozycje pomocy sa od rzeczy.
Też znam przykłady wśród znajomych, że dziadkowie wychowywali, czasami chodziło o dziecko z pierwszego małżeństwa, czasami o wyjazd zagraniczny do pracy, czasami o samotne rodzicielstwo.
Uważam, że odzwyczaić się od dziecka i obowiązków jest bardzo łatwo. Uswiadomiły mi to nasze krótkie wyjazdy bez małej. Zawsze po prowrocie potrzebowałam 2-3 dni, żeby wyjśc na prostą.
marta w coccodrillo pojawiły sie juz chyba kombinezony, pewnie skoczymy dzisiaj do outletu, żeby zerknąć czy nie dokupię spodni do tej brazowej kurteczki, albo jakiegos dodatkowego kombinezonu. Bo w e-sklepie jest juz tylko zeszłoroczna kolekcja i to niewiele taniej od tegorocznej
reklama
eijf
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 21 Maj 2009
- Postów
- 3 926
Kropa-to niemormalne ze odseparowuja mame od nieswiadomego dziecka w rakiej sytuacji!Nie mozna sie sprzeciwic? Radek pewnie po killu dniach wroci do normy (podobno nasz mozg dziala na takiej zasadzie ze tego typu przezycia najczesciej zapominamy) ale nastepnym razem bedziesz juz pewnie wiedziala swoje
arta-fajnie ze sie wyrwaliscie.Wypady we dwojke pewnie sa potrzebne,choc ja akurat uwazam ze wystarczy mi poki co wypad do kina,restauracji czy cos jednodniowegsobiscie lubie zabierac mala ze soba choc wiadomo,moze to czasem.
byc meczace i poroszanie sie jest zdecydowanie wolniejsze,ale zalety tez sa.
spoSob postrzegania swiata jest inny,ciekawy.
Nie ciagne malej na zakupy calodniowe bo po co?
Nef-to gratuluje Ze tez nie zdecydowalas sie na test teraz?!
Moim
zdaniem
po to decydujemy sie na dziecko by je samodzielnie wychowac!Mnie czasem brakuje mamy ktora zajelaby sie mala przez pare godzin.Sama pracowalam w domach gdzie matka nie pracowala a mimo tego miala opiekunke 5 dni w tyg od rana do wieczora.Znajoma wspominala tez o wywiezieniu malego dziecka do dziadkow na wies na caly tydzien i nawet nieregularnym odwiedzaniu go w weekendy.Bez komentarza...
kontakt z dziadkami jest wazny,pewnie,ale nie w taki sposob.Zeeszta ja bym nie chciala by ktos wpajal cos innego niz bym sobie zyczyla.
arta-fajnie ze sie wyrwaliscie.Wypady we dwojke pewnie sa potrzebne,choc ja akurat uwazam ze wystarczy mi poki co wypad do kina,restauracji czy cos jednodniowegsobiscie lubie zabierac mala ze soba choc wiadomo,moze to czasem.
byc meczace i poroszanie sie jest zdecydowanie wolniejsze,ale zalety tez sa.
spoSob postrzegania swiata jest inny,ciekawy.
Nie ciagne malej na zakupy calodniowe bo po co?
Nef-to gratuluje Ze tez nie zdecydowalas sie na test teraz?!
Moim
zdaniem
po to decydujemy sie na dziecko by je samodzielnie wychowac!Mnie czasem brakuje mamy ktora zajelaby sie mala przez pare godzin.Sama pracowalam w domach gdzie matka nie pracowala a mimo tego miala opiekunke 5 dni w tyg od rana do wieczora.Znajoma wspominala tez o wywiezieniu malego dziecka do dziadkow na wies na caly tydzien i nawet nieregularnym odwiedzaniu go w weekendy.Bez komentarza...
kontakt z dziadkami jest wazny,pewnie,ale nie w taki sposob.Zeeszta ja bym nie chciala by ktos wpajal cos innego niz bym sobie zyczyla.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 14
- Wyświetleń
- 1 tys
- Odpowiedzi
- 4
- Wyświetleń
- 3 tys
- Odpowiedzi
- 6
- Wyświetleń
- 2 tys
Podziel się: