O ile w domu to jeszcze pikuś, tak każde wyjście z domu to dla mnie walka o przetrwanie. Nawet zakupy w biedrze muszę robić jak najszybciej, wystarczy że przejdę obok lodówek z mięsem i już mi się zanosi na wymioty
primarka mi otworzyli w mieście, nawet kiedyś wpadłam z rana z myślą żeby trochę pobuszować, ale dosłownie po 10 min musiałam wyjść bo zapach tego wszystkiego mnie tak zmulił
w ogóle przez te ostatnie dwa miesiące mam taki nieogar życiowy, co roku w grudzień już wchodziłam ze wszystkimi prezentami kupionymi albo chociaż zaplanowanymi od a do z, planem co kiedy ugotować, upiec. W tym wszystko mam w takiej rozsypce, że szkoda gadać.