Historia długa i dla mnie bolesna, nadal mam wielki żal jak o tym pomyśle.
Byli ze mnie bardzo zadowoleni, byłam kierowniczą dość dużego punktu i radziłam sobie świetnie. W ogóle bardzo lubiłam swoją pracę. W marcu dali mi umowę na nieokreślony (nie powiem, planowałam ciąże, ale mówić im nie chciałam bo miałam przeczucie). I niestety w kwietniu okazało się że likwidują nasz punkt, bo dostaliśmy wypowiedzenie najmu, i szef nie chce otwierać nic nowego. Mi obiecał przerzucenie na inne sklepy, a 5 dziewczyn szło do zwolnienie. I mówię do męża... Róbmy dziecko, może się uda, i ja popracuje ile mnie tam będą potrzebować, a potem pójdę na l4, a oni nie będą zwalniać 5, a 4, zostawią sobie na moje miejsce inną dziewczynę. I jak poszłam do gin potwierdzić ciąże, okazało się że mam ogromnego krwiaka i muszę leżeć... Zadzwoniłam do szefa, wyjaśniłam mu że ciąża, zagrożona, leżenie i że jak krwiak się wchłonie wrócę im pomóc ile trzeba i zniknę jak będę zbędna. Usłyszałam przez telefon że mam ciągnąc l4 do końca. Do pracy mam więcej nie przychodzić, moje rzeczy mi odeślą. Potem z główną naszą koordynatorką (kobieta 50+, matka katoliczka) wieszali na mnie psy przy reszcie dziewczyn, że jestem bezczelna, że zaciążyłam, że ich wykorzystałam. W domu płakałam z powodu ciąży, i pracy. I miałam przeczucie że jak się coś stanie złego zostanę na lodzie... No i wykrakałam sobie. Jak się w pracy dowiedzieli, to wręcz mieli z tego ubaw, że tak to jest jak się człowiek chce na kimś wybić...Masakra. Gin po poronieniu dała mi dodatkowe 3tyg zwolnienia, żebym pomyślała co z sobą zrobić. I powiedziała że mogę spokojnie starać się o dziecko w następnym cyklu. Maż też mnie namawiał gorąco, że skoro się zdecydowaliśmy. No ale praca... przyznam szczerze że nie chciałam zostać całkiem bez kasy. No i tak trafiłam do psychiatry. Miałam troszkę naciągnięte objawy, ale ustaliłam z mężem, że będę brać zwolnienie do listopada. A jak się nie uda, idę do nich, podpisuje wypowiedzenie, i szukam czegoś a ciąże odkładam. No i się tak ni udawało, w końcu 3 listopada poszłam zanieść ostatnie l4, szef nawet wzroku na mnie nie podniósł jak ze mną rozmawiał. Powiedziałam że ostatnie zwolnienie, że przyjdę podpisac za 3 tyg wypowiedzenie. A tak się szczęśliwie złożyło ze 13 listopada beta szła w gorę. I zamiast podpisać im zwolnienie, przyniosłam kolejne l4 z kodem B
Oczywiście cały czas są komentarze na mój temat. Ale teraz wiem że nie mam się po nich czego dobrego spodziewać