reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Lipcowe mamy 2018

Nastawiam sie na wyjscie w sobote, ale moze zrobia mi niespodzianke i wypisza jutro. Dzisiaj nikt o wypisie nie mowil jeszcze. Leze cierpliwie i czas mija...
 
reklama
Dorotea to oby jutro wypuścili bo i tak przez weekend to tylko tam będziesz leżeć i się meczyc a w domu zawsze lepiej :)
 
Ok.... No więc my się dowiedzieliśmy na początku 3tyg ciąży, bo zauważyłam pobrudzoną (dość mocno) krwią bieliznę. Jednak nic mnie nie bolało wcześniej ani nawet nie poczułam, że coś jest pobrudzone.
Z racji tego, że mój TŻ ma za sobą dwa poronienia swoich dzieci w innego związku, bardzo spanikowaliśmy oboje.
Od razu poleciał po DWA testy ciążowe do apteki (o godz 21) i oczywiście potwierdziły się one - jednak bardzo znikomo było widać jeszcze na nich tą drugą kreseczkę.....
Postanowiliśmy, że potwierdzimy to na Izbie Przyjęć, bo martwiło mnie to zaplamienie - no i tak zaczął się nasz koszmar....

Od razu na IP przy wypisywaniu moich danych zapytano mnie, czy wyrażam zgodę pozostanie w Szpitalu (trochę mnie to od razu tknęło), ale powiedziałam, że nie wyrażam, bo przyjechałam tylko na badanie....
Po jakichś 10 min zszedł do mnie dość stary lekarz (chyba zaspany), zbadał mnie jedynie dotykowo i wziernikiem, po czym wyszedł ze mną z gabinetu i kazał mojemu TŻ jechać po moje przybory pierwszej potrzeby.....
Mimo, że oboje trochę oponowaliśmy, to wystraszył mnie od razu, że on przecież nie wie co to może być, że on mnie nie wypuści, że za chwilę mogę poronić bo to może być ciąża pozamaciczna itd....
Wiecie jak jest.... przy takiej gadce, człowiek się po prostu boi i tyle.... zostałam i poszłam na oddział.

Z rana od razu zrobili mi test na Betę, okazało się, że wzrasta "ale trzeba jeszcze czekać ze 2 dni bo zobaczymy czy będzie rosła dalej czy zmaleje - bo tak się dzieje przy ciąży pozamacicznej"....
Zdziwiło mnie to, że mimo iż plamienie się w ogóle nie powtórzyło już - nie podawano mi niczego w tym szpitalu. Ani kwasu foliowego, ani niczego na podtrzymanie - no nic.... mierzono jedynie temp o 6 rano....

Po dwóch dniach powtórzono mi test na betę - okazało się, że rośnie. Z racji tego że była to sobota, na dyż. była tylko jedna doktor. Zabrała mnie na USG, po czym oświadczyła, że oczywiście zarodek widzi ale nie jest jeszcze w macicy i "jest ona na 90% pewna że będzie to poronienie", po czym dodała z głupawym uśmieszkiem "ale wie pani.... zawsze jest te 10%, chociaż wątpię, że mogę się mylić"....
Nie muszę Wam chyba mówić, jak wyglądałam gdy wyszłam z tego gabinetu. Cała zapłakana, musiałam czekać do poniedziałku na kolejne badanie i na ordynatora..... Praktycznie nie mogłam się doczekać i trochę głupio (moim zdaniem) zrobiłam, bo od razu zaczęłam czytać w necie jak wygląda c. pozamaciczna, jakie są objawy poronienia itd itp..... No nie dawałam sobie w ogóle żadnych szans.... Oboje z partnerem jedynie przeżywaliśmy ogromny ból i strach.
Nadszedł "długo' wyczekiwany poniedziałek, gdzie z rana zrobiono mi kolejną Betę, która przepięknie wysoko urosła. Po czym wzięto mnie na USG, a tam.....
gość - DOCENT, który cały czas był zajęty rozmową przez swój prywatny telefon i w ciągu mojej wizyty USG odebrał jeszcze ze trzy te telefony. Kończąc trzecią rozmowę, oznajmił mi, że "z tego co widzi, to jest to ciąża bliźniacza, ale on nic tu nie będzie jeszcze stwierdzał, bo tu na USG nic jeszcze nie widać"..... zatkało mnie, ale utrzymując ostatnie granice zdrowego rozsądku, zapytałam "jak to, przecież w sobotę pani dr była przekonana że ciąża i to pozamaciczna która skończy się poronieniem" - no to się dowiedziałam "ja nic nie będę stwierdzał, bo nic tu na razie nie widać. Musi Pani u nas zostać do piątku...".....
Jak stamtąd wyparowałam wściekła i zapłakana, to nawet nie chcę Wam opowiadać. Narobiłam larma na cały oddział, po czym natychmiast wziął mnie ordynator oddziału na kolejne badanie do siebie i tam już zaczął się tylko szantaż i straszenie mnie, gdyż oznajmiłam, że zamierzam się wypisać za chwilę na własne ryzyko. Dodam jeszcze tylko, że podobno zauważył on jakieś zwężenie na jajniku....
Ok. pewnie część z Was stwierdzi, że jestem jakaś głupia i nieodpowiedzialna, oraz że moje hormony wzięły nade mną przewagę - ale ja doskonale wiedziałam już w tamtej chwili, że oni sobie tylko liczą to, ile NFZ zapłaci im za mój pobyt, który przecież nic ich nie kosztuje, oprócz tego, że przystawią mi do czoła rano termometr..... Doskonale było to po nich widać, bo najczęstrzym pytaniem jakie od nich słyszałam od rana w poniedziałek, było "od kiedy Pani tu u nas przebywa".....
Kiedy już nie wytrzymałam i zapytałam ordynatora wprost "dlaczego mnie Pan straszy i dlaczego Pana pracownicy nie potrafią mi jednoznacznie powiedzieć co się ze mną dzieje.... dlaczego baba w sobotę ma 90% pewności, że poronię a dwa dni później docent nic nie stwierdza...."
Wyobraźcie sobie, że oczywiście odpowiedzi na to nie otrzymałam. Otrzymałam za to całe wiadro pomyj na moją głowę, że jestem maksymalnie nieodpowiedzialna, że chwilę wyjdę na ulicę i się zakrwawie, że zemdleję, że o ciąży mogę sobie już tylko pomarzyć.....
Tak więc, jak wparowałam do dyż lekarskiej i zażądałam wypisu natychmiastowego (który otrzymałam jakimś cudem w ciągu ok 5 minut) a cały oddział rozstawił się na korytarzu żeby mnie obserwować - umówiłam się do prywatnej gin na ten sam piątek, co to miałam mieć kolejne USG.
Specjalnie nie przedstawiłam jej sytuacji. Postanowiłam, że albo mi powie w piątek, że jest zagrożenie i wrócę spowrotem do INNEGO szpitala, albo obwieści mi cudowną nowinę.

No i tak się stało moje drogie.
Wróciłam w poniedziałek do domu i do piątku po prostu odpoczywałam i nie przemęczałam się. Byłam o wiele bardziej spokojna niż w tym j... (nie wyrażę się) szpitalu.
W piątek poszłam do mojej gin i z wielkim stresem położyłam się do USG.
Jedyne o co mnie zapytała z wielkim uśmiechem, to "czy w Pani lub w Pana rodzinie były wcześniej już jakieś bliźniacze ciąże"....
Ciąża była bardzo młoda, bo 4 tyg dopiero ale dwie fasolki były już widoczne ! :) Co najważniejsze okazało się, że jestem całkowicie zdrowa, a jajniki mam drożne i takiej samej wielkość - jednym słowem, nic nie zagraża mnie oraz mojej ciąży.....

I powiem Wam, że naprawdę... po tamtej wizycie dopiero odzyskaliśmy totalny spokój i możemy się cieszyć cudownymi wieściami pod koniec każdego miesiąca.
A w szpitalach..... liczy się nasza intuicja i naprawdę zdrowy rozsądek, bo szpitale uwielbiają trzymać pacjentki, przy których nie muszą niczego robić a dostają kupę kasy na dzień za nas.

Miłego popołudnia dla Was - buziaki ! :*
Ojejku, ale miałaś przeżycia! Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło. Też miałam kiedyś okropne doświadczenie ze szpitalem. Trafiłam tam z guzkiem na piersi. Miałam 20 lat, a moja mama w wieku 35 lat zmarła na raka piersi. Więc stres ogromny. Oglądało mnie i badalo chyba z 10 lekarzy i nikt nic mądrego nie mówił, tylko wszyscy upierali się, że to trzeba wyciąć i zbadać. Byłam młoda i przerażona, ale znałam trochę temat i dziwilo mnie, że zamiast biopsji czy coś to od razu wycięcie. Chwilkę przed tym jak mieli mnie usypiac i brać na zabieg pojawił się jakiś lekarz. Nie wiem kim był, ale zbadał mnie i zaczał się wydzierać na tych lekarzy, że są nienormalni, że nawet glupiego USG mi nie zrobili, a chcą mnie ciąć. Darl sie po nich z 10 minut, a oni stali ze spuszczonymi glowami. Potem zabrał mnie, zrobił Usg, powiedział, że to podskórny wlokniak. Zrobił mi oklad z Rivanolu i kazał wypisać się na własne żądanie, żeby mnie przypadkiem nie pocięli. Tak też zrobiłam, guz po tygodniu się wchłonął, a ja do dziś nie mam zaufania do lekarzy!!!

p19uqqmzxqi22hcj.png
 
No to powiem, że wszystko ma swoje plusy i minusy - ja, mimo że jestem bardzo szczęśliwa - jestem również przerażona, bo to moje pierwsze dzieci :)
Wcale się nie dziwię :) Moje też pierwsze i w ogóle pierwsza ciąża i też ciągle mam jakieś obawy, a co dopiero Ty, masz podwójny stres.
 
Bardzo fajny ten wózek :) Jedynie mnie właśnie martwi w takich wózkach jego szerokość, bo np zajmuje prawie cały chodnik, do windy też raczej ciężko, nie wiem jak z prowadzeniem, bo prowadziłam tylko bliźniaczy o takiej konstrukcji jak Ci wysłałam zdjęcie, a może gdzieś uda się znaleźć używany o ile nie macie problemu z posiadaniem używanego?

Jesteśmy całkowicie normalni i oczywiście dopuszczamy jak najbardziej nabycie używanego takiego wózka - jednak niestety nie ma tego modelu nigdzie w używanych póki co.
Pocieszam się tym, że na wózek mam naprawdę jeszcze kupę czasu i być może się jeszcze gdzieś pojawi albo będzie jakaś większa promocja :) :) :)

Jeżeli chodzi o szerokość - naczytałam się już naprawdę bardzo dużo o wózkach bliźniaczych i ten "obok siebie" u mnie przeważyły, wszelkie kopanie, zasłanianie widoków jednemu z dzieci itp.
No mam nadzieję, że uda mi się kupić coś, co zadowoli mnie, mojego TŻ oraz nasze dzieci :)
 
@MarMum - masakra jakaś...
Trzymam kciuki, żeby już do końca było spokojnie :)

@Dorotea - dobrze, że już bez cewnika i pod prysznicem, teraz będzie już tylko lepiej :)
Ci do wyjścia w sobotę - nie wiem, czy wypuszczają w święto, a to bądź co bądź święto jest ;) Ale może wypuszczą Cię jutro, trzymam kciuki :)

0d1yrjjgtd95fou3.png
 
reklama
Jesteśmy całkowicie normalni i oczywiście dopuszczamy jak najbardziej nabycie używanego takiego wózka - jednak niestety nie ma tego modelu nigdzie w używanych póki co.
Pocieszam się tym, że na wózek mam naprawdę jeszcze kupę czasu i być może się jeszcze gdzieś pojawi albo będzie jakaś większa promocja :) :) :)

Jeżeli chodzi o szerokość - naczytałam się już naprawdę bardzo dużo o wózkach bliźniaczych i ten "obok siebie" u mnie przeważyły, wszelkie kopanie, zasłanianie widoków jednemu z dzieci itp.
No mam nadzieję, że uda mi się kupić coś, co zadowoli mnie, mojego TŻ oraz nasze dzieci :)



Cześć Mar Mur. Witaj :) U mnie też bliźniaki. Kupiłam już wózek, ponieważ znalazłam używany w dobrym stanie i w dobrej cenie. A wydatków będzie sporo, wiec staram sie wyszukiwać rzeczy używane.

Ja nie mogłam się zdecydować na wózek jeden obok drugiego, bo mieszkam w Holandii, gdzie często drzwi są wąskie i bym się nie mieściła z wózkiem. Mój jest 3 w 1, krzesełka spacerówki można obracać w różne strony i podoba mi sie, że dzieci mogą patrzeć na siebie.

Wiem, że niektórym nie podoba się takie ułożenie gondoli, ale nam to nie przeszkadza, mam nadzieję, że dzieciom też nie będzie.

Ciężko z tymi podwójnymi wózkami, każdy ma swoje wady i zalety. Trzeba dobierać do indywidualnych potrzeb.

$_86.JPG $_86 (2).JPG $_86 (1).JPG
 

Załączniki

  • $_86.JPG
    $_86.JPG
    31 KB · Wyświetleń: 70
  • $_86 (2).JPG
    $_86 (2).JPG
    38,2 KB · Wyświetleń: 72
  • $_86 (1).JPG
    $_86 (1).JPG
    32,1 KB · Wyświetleń: 72
Do góry