Dziewczyny - albo ja faktycznie mam mało czasu ( bo piszę jeszcze pracę) i pisze chaotycznie, albo wy przeglądacie tylko, to, co piszę zamiast przeczytać. Pisałam już o narzekaniu: ja narzekam nie na to, ze muszę ugotować, ale ... jak pisałam, na to, że osoba zajmująca się domem jest mniej doceniana, przecież o tym pisałam!!!! Że ja doceniam ciężką pracę Koguta, a jemu się wydaje, że mu się należy, że to z nieba kapie, albo samo się robi itd.
Co do kasy to tez pisałam: że nie jest tak, ze dostaję kasę za usługi. Mam dostęp do konta bankowego, wręcz Kogut nawet przelewu nie potrafi zorganizować, tylko ja się tym zajmuję! A gotówka jest zawsze gruba w domu (to z działalności) i nigdy nie muszę nawet mówić, ze biorę. Tez nie wyobrażam sobie biegać co chwilę i prosić: mężu daj na papu. Dla nas to na razie racjonalne, że tak się dzieje. Ale ja kończyłam ciężkie (filologia to nie jest łatwy przedmiot) studia dziennie, poświęciłam im 5 lat życia i bardzo dużo zdrowia psychicznego i nie dla pasji jedynie, ale tez po to, aby iść do pracy, która da mi satysfakcję i nie ukrywam kasę również.
Któraś napisała, że wyczytała z mojego postu, ze kobiety umarły by bez mężczyzn: proszę cię - napisz gdzie to wyczytałaś!!!!!!!!!!! To jakaś gigantyczna nadinterpretacja! Napisałam, ze domem może się zajmować mój mąż tylko ja nie dałaby rady tyle zarobić co on!! Małżeństwo jest niestety pasmem poświęceń. ja dostałam propozycję pracy (wymarzonej), kiedy wysłałam kilka moich tekstów do różnych wydawnictw - ale z Warszawy!!! Cóż, ze dobrze bym tam zarabiała, kiedy ja mieszkam w Kielcach, pod Kielcami buduje dom, zaraz ma przyjść na świat mój syn. Nie, nie napisałam tak, bo nie uważam, ze umarły byśmy z głodu, wręcz przeciwnie!! Kobieta będąc sama jest się w stanie ustawić dużo lepiej jeśli oczywiście jest ambitna... ale cóż to za życie??
Pisałam też, że jak pójdę do pracy obowiązki prowadzenia domu rozłożą się na nas oboje, bo przecież sama nie dam rady.
I najważniejsze - sama twierdzę (i jak mi się przypomina - napisałam to nawet dużymi literami) że rozpieściłam Koguta potwornie, a to dlatego, ze miałam czas i energie, by to robić. A pretensje są stąd, że to nie jest doceniane na co dzień. A mój mąż może nie ma 2 lewych rąk, tylko jest przyzwyczajony że poddaje mu się pod nosek i nie robi mi awantur jak nie ma tego, co lubi, tylko marudzi - i to mnie wkurza, bo powinien docenić pomidorową i naleśniki :-). Nie, nie jestem katowaną kurą domową, która na dzień dobry dostaje w pysk, aby wiedziała jak ma dalej iść, tylko sytuacja zmusiła mnie na razie do pozostania w domu i nie podejmowania pracy zawodowej (sytuacja tzn najpierw dzienne studia, potem ciąża). A skarżę się bo mój mąż do najłatwiejszych partnerów nie należy - nie wymaga Bóg wie czego i nie robi awantur "bo zupa była za słona", ale mnie nie docenia, nie ma dla mnie czasu i czasem (szczególnie teraz w czasie ciąży) czuję się odrzucona, zaniedbana itd. Często wam o tym pisze przecież.