Hej:-)
Na wstepie bardzo dziękuje gosience i katik, za smski, jestescie kochane dziewczynki, nawet nie wiecie jak mi się miło zrobiło, zwłaszcza ,że ciężko mi było z powodu choroby synka.
A teraz co u Nas.
Z Boryskiem już lepiej, zaczyna się nawet uśmiechac i gaworzyc, także powoli wraca mój wesoły chłopczyk, aczkolwiek dzisiaj zauważyłam,że cos mało sika, za to qpki były co 10 min. Czytałam,że tak może byc po antybiotyku, no ale musze go obserwowac żeby mi się bidulek nie odwodnił.
Jeżeli chodzi o chorobe to zaczeło się od katarku. Pisalam Wam,że Borys załapal katarek, prawdopodobnie od Weroniczki. Poniewaz budził mi się w nocy na dzialce i nie mógł oddychac przez ten katar, tylko strasznie charczał, to posatnowiłam jechac do pediatry sprawdzic co się dzieje, tym bardziej,że zbliżał się weekend (a wtedy tylko lekarz dyżurny), no i w srode miał byc szczepiony. Takze w piątek bylismy u pediatry, synus został zbadany, no i diagnoza: lekka wirusówka, dostał syropeki kropelki do noska. w środe przed szcepieniem kontrola i pomimo, iż mowiłam lekarzowi,ze jest poprawa, ale katarek do konca nie wyleczony, ten stwierdził, ze spoko, jest ok i mozna szczepic. Po szczepieniu Borysek był marudny, no ale tak moze byc wiec sie zbytnio nie przejełam. W czwartek był juz bardziej marudny. natomiast w piatek się zaczęło. Bylam z nim na działce i jak tylko rano sie obudził to normalnie wył, nie płakał tylko wył. Pierwsze moje skojarzenie to,ze pewnie brzuszek, bo 3 dni qpki nie robił. Próbowałam masowac, brzuszek, przytulałam go do siebie, podkurczalam nożki i nic, synuś nadal wyl. Na dworze i w domku upał, synus wyje a ja zalamana i mokra. I tak nosiłam go ok 5 godz, z krótkimi przerwami jak udało mi sie go odlożyc do wózka i zasnąl. dzremki trawły po góra 15 min i budzil się znowu z wyciem. Narekach mi się słanial i zasypiał. W miedzyczasie zadzwoniłam do męża aby przywiozł czopki glicerynowe bo synek się męczyl. T przywiozl, zaaplkowalismy czopka. T pojechał do pracy, a jaczekalam na qpe jak na zbawienie, minela godz, dwie i nic, a Borys nadal, wyje i na przemian zasypia mi na rekach. Serce mi pekalo. Pech tylko chcial,ze nie miałam termometru, bo akurat dzien wczesniej padła w nim bateria i T wziął ze sobą do pracy. Czułam ,że synek jest ciepły, ale w ten upal nie byłam pewna czy to temperatura. Jak tylko T. wrócil z pracy ( o 17.00), od razu wzięlam termometr a tam 38,5, no więc szybko czopek na zbicie. Po jakims czasie spadła do 37,3 i synek wymęczony, ale nawet zacząl sie uśmiechac. Strasznie sie ucieszylam, jednak eforia trwała krotko bo o 23.00 synek znowu wyl, i znowu 38,5, następny czopek i tak do 5.00 rano, znowu powtorka. W sobote rano, wycie było jeszcze gorsze, nie miałam pojecia co mam zrobic, tymbardziej ze T. znowu w pracy, miał wrócic ok 10. Jak wrócił dzwonilismy od razu do pediatry. Kazał zbijac nadal czopkami temperature, a jak o 17 znowu sie podniesie to mamy jechac do naszej przychodni do lakarze dyzurnego. Ok. 11.00 teperatura znowu powyzej 38, ja już się pakowalam i jechalismy do domu. W domu pomimo spadku temp. Borysek nadal wył niemiłośernie wiec nie czekalismy do 17.00 tylko od razu pojechalismy do przychodni. Lekarz zbadal, obejrzal i stwierdził " zwykła wirusówka, a temp. 38,5 to nie jest jakas duża tep, wiec wszystko jest spoko". Mieliśmy podawac te same leki co przedtem, czyli syropek i kropelki do noska, a temp. zbijac czopkami i jak nie przejdzie to w pon do kontroli. Przyjechaliśmy do domu, ja zaaplikowalam Boryskowi syropek, a synek jak wyl tak wyje i normalnie mi sie leje na rękach. była zrozpaczona i mówilam do T, ze to niemozliwe zeby "zwykła" wirusówka tak go wykanczała. t trzymał go na rękach i wtym momencie mnie olnsnilo, spojarzalam mu w uszka a tam cos w rodzaju woskowiny, tak jakny mial bardzo brudne te uszka. Od razu się skanpnęlam,ze to przeciez nie normalne u takiego maluszka. Od razu zadzwonilismy do szpitala dzieciecego dowiedziec sie cze laryngolog dzieciecy ma dyzur. Okazało się,że tak , no to do naszej przychodni po skierowanie (polska rzeczywistosc) i tak ok. 21.00 jechalismy całą czwórką do szpitala. No i okzało sie, że Borysek ma ostre zapalenie lewego uszka, dostal antybiotyk i kropelki do uszka. Jednak nie ma to jak matczyna intuicja. Przynajmniej juz wiem dlaczego ta moja bidulka tak cierpiała. W sobote ok 22 dostal pierwszą dawkę antybiotyku, a lekka poprawa była już w niedziele. Jak pisałam wczesniej, dzisiaj już się nawet usmiecha i gada z Nami. Całe szczescie,że nie czekalam do poniedzialku bo by mi się biedulek caly weekend męczył. Ja oczywiście chodziłam do tyłu, nocki nie przespane, bo albo plakal, albo ja czuwałam jak tam temp. Straszny poczatek wakacji to był dla mnie. Weronika do 2,5 lat mi w ogóle nie chorowała, więc wczesniej nie miałam pojecia co znaczy chore niemowlę. Nikomu niew zyczę tego co przezyłam, zwłaszcza ,że moje mysli czasami przyciagały najczarniejsze scenariusze, a to z powodu tego cholernego szczepienia. Juz myslalam,ze to jakies powikłania, tymbardziej,ze czytalam kiedys artykuł o jakiejs wycofanej serii szczepionki (w 2007 roku), bo chlopczyk dostał tep i zmarł. Takze pewnie sobie wyobrazacie co przezyłam. T się przyznałam dopiero wczoraj do mojego czarnowidztwa.
Sorki,że taki elaborat, ale poczula,że jestem Wam winna moje wyjasnienie, zwłaszcza po Waszych sms-kach:-)