Mój poród pierwszej córki trwał 16h, przebijany pęcherz plodowy,oksytocyna pełna para, w ogóle rozwarcia nie szło. Kąpiele,piłka,drabinka.....jezuuu ile ja się wycierpialam. W ostatnich 2 godzinach błagałam o to żeby mnie zabili, znieczulenie przestawalo działać,podali drugie i zadziałało tylko na jedną stronę także skurcze wciąż czułam. Gryzlam szczebelki łóżka....autentycznie...czułam się jak zwierzę,płakałam,krzyczałam,prosiłam..rozwarcie miało niecałe 9cm i tak się zatrzymało...W pewnym momencie wymiotowalam pod siebie i sikalam.. Mój mąż myślałam że zabije pół personelu... W końcu zmienił się dyzur zszedł lekarz i wypowiedział święte słowa: "ta Pani już się nameczyla,proszę wiezc na cesarke" i to był mój anioł.......
Podczas cc kolejne wklucie doledzwiowe,poprzednie okazało się że było źle założone dlatego nie działało i zaczęło się.... W trakcie operacji lekarz przyznał że nigdy bym sama córeczki naturalnie nie urodziła. Nie wchodziła prawidlowo w kanał rodny - ulozenie wierzcholkowe plodu
Mój poród zakończył się depresją, zespołem popunkcyjnym i ogromna trauma... ;(
Do dziś mam drgawki A było to 8 lat temu. Dlatego mój drogi poród to będzie planowane CC.