Nasza w tym wieku była złem wcielonym
potrafiła wydzierać się jakby ją ze skóry obdzierano przez około godzinę, bo nie chciałam podnieść ciastka, które celowo zrzuciła. Ignorowałam. Po godzinie odpuściła, przez chwilę była wcieleniem słodyczy i za chwilę dziki szał o kolejną rzecz.
Lubiła też na przykład położyć się na chodniku i wyć w nieboglosy. Ignorowałam. Zmieniła strategię - udawała, że straciła przytomność na tym nieszczęsnym chodniku. Spojrzenia przechodniów bezcenne, chyba podobało jej się zamieszanie, które powodowała. Ludzie podchodzili i pytali czy wszystko ok, czy zemdlała - taaa, zemdlała, pewnie, a ja sobie po prostu siedzę obok i spokojnie czekam az odzyska przytomność xd a kątem oka widzę jak skubana podgląda, czy się ktoś interesuję dramą, którą uskutecznia.
Ogółem mielismy z mężem podejście takie, ze z terrorystami nie negocjujemy. Jak zachowywała się jak człowiek to były rozmowy zabawy itd, ale jak dostawała szału to mówiło jej się, ze możemy porozmawiać, jak się uspokoi, ale nie będziemy reagować na takie zachowanie.
Na wszelki wypadek psycholog na pewno nie zaszkodzi, tez byliśmy kilka razy z różnych powodów i pomogło, ale ogólnie to chyba po prostu bunt dwulatka na moje oko. Nasza wyrosła na w miarę cywilizowane dziecko.