hej hej hej!!!
hatorska, nawet nie wiem, czy to dla dobra dziecka ta dieta. to tak jak z tym ubieraniem, osłanianiem, a w rezultacie przegrzewaniem. I odkażaniem, dezynfekowaniem wszystkiego wokół, a w rezultacie przez to dziecko jest albo alergikiem w przyszłości, albo łapie wszystkie infekcje, bo ma tak jałowy, wrażliwy organizm.
Sobie tak myślę, że może dlatego teraz tyle kobiet ma problemy z laktacją, bo im się głodzić każą, może nie ilościowo ale składnikowo. Czym mają biedne karmić, jak mało co jedzą, z czego te witaminy dlA dziecka. Aha, zapomniałam... z kości, włosów, zębów i paznokci.
W STU PROCENTACH SIE Z TOBA ZGADZAM!!!
ducha, ja mam bardzo dobrego specjaliste, jeden z najlepszych w tricity, od bioderek i niedrogiego, 60zl - tylko w Wejherowie.. jak chcesz dam ci namiar.
nati, ty niecierpliwa kobieto ;-) to ja sie z toba nie umawiam, ja sie zawsze spozniam! o zgrozo! i 30 min spoznienia to dla mnie standard. do zobaczenia w piatek
morgaine, hatorska, no wlasnie, zalezy od faceta. ale wiecie co? ja mam w nosie wtedy, co moj D sobie o mnie pomysli. jak cierpie, nie moge sie z nim dogadac i trwa to dlugi czas, to nie mam zamiaru wpedzic sie w depresje i zyl sobie podciac, wyc co 5 minut, tylko wole sie spakowac i jechac do rodzicow, ktorzy mnie wspieraja. zmienic srodowisko. wsrod nich sie umacniam, odzyskuje pewnosc siebie i sile, by zwyciezyc problem. to nie jest ucieczka, to jest tylko i wylacznie dbalosc o wlasny komfort i zdrowie psychiczne. zdolowana nigdy nie bylabym w stanie porozmawiac z nim tak, zeby zrozumial, o co mi chodzi, wytlumaczyc swoich racji. i wiem, ze D tego nie znosi, ale MAM TO W D.. centralnie. skoro on traktuje mnie tak czy siak, mimo moich prosb, rozmow itp, to ja nie mam zamiaru sie w meczennice zmieniac, ktora trwa przy mezu wstreciuchu, byle tylko on sie na mnie nie zezloscil.
a jesli byloby tak, ze 'nie mialabym po co wracac', jakbym pojechala do mamy, to co to by znaczylo? ze bylby gotow mnie olac, zrezygnowac z rodziny, bo pojechalam do rodzicow? eeetam.
u mnie to tez, przyznam sie, troche na zasadzie - zobacz, ja sobie bez ciebie poradze. moge znalezc oparcie w innych, skoro ty nie mozesz mnie wesprzec.
pisze tak, jakby mi sie czesto zdarzalo. zdarzylo sie dwa razy dotad (8-9 lat w tym roku jestesmy razem), kiedy sytuacja byla na tyle powazna, ze marzylam wrecz o rozwodzie, byle tylko nie widziec go juz nigdy wiecej. jak go widzialam to serce mi pekalo, ryczalam i nie zamienilabym z nim ani jednego slowa wtedy.
monika, uwazam, ze najpierw rozmowa - a jesli nie, to spakowalabym sie i pojechala do rodzicow. ale to fakt, ze ja za kazdym razem liczylam sie z rozwodem, bralam to pod uwage, a nawet bardzo go chcialam.
i po kilku dniach rozstania z malzem tesknilam za nim tak, patrzylam na problem z jego perspektywy, ukladalam sobie wszystko w glowie tak, ze bylam w stanie sie dogadac, pojsc na kompromis, przytulic sie znowu. przyjezdzal po mnie i dogadywalismy sie znowu. i na wiele miesiecy sielanka. ;-)
taki tam moj wywod ;-)
u nas BZ, jade dzis zalatwiac becikowe, macierzynski itp. kasa mi potrzebna
a co do prezentowanej wysypki
meriderki - dla mnie to potowki, mojemu mlodemu co jakis czas wychodza nowe, nic nie poradze, goraco w foteliku.
mitagince ogromnie wspolczuje, rany boskie.. mozliwe to, zeby Tyska byla tak nerwowa po wszystkich lekach..? bidulka, o rany :-( oby te kropelki zadzialaly. i ja przylaczam sie do morgaine, czekam na radosny post szczesliwej mamy..