O dziwo wkońcu doczytałam
blubell - apropo czego nie wolno w ciąży... uśmiać się można. A zastanawiałam się ostatnio o co chodziło pani w warzywniaku jak się spytała czy nie bałam się ścinać włosów... no cóż mi jeszcze babcia zabroniła robić na drutach i szydełki i oczywiście szaliki nosiłam i łańcuszki więc murowane, że mam małego owiniętego pępowiną.
A co jeszcze przeskrobałam? o to lista:
smażyłam i nie raz mi prysnął tłuszcz na ręce, obciłam włosy, oglądałam horrory, w pracy i na osiedlu mam nie pełnosprawnych i nie odwracam wzroku jak ich widzę, kiszony ogórek się przewinął, słońce uwielbiam i ładuję się jego energią jak można, hmmm są mniej niż 2 miesiące do końca więc mojemu maluszkowi będą ropiały oczka, podnosiłam ręce do góry, siedziałam z założoną nogą na nogę (teraz już mi nie wygodnie), patrzyłam na księżyc, patrzyłam przez wizjer w drzwiach (jak inaczej sprawdzić kto dzwoni?), parę brzydkich osób miałam na swojej drodze, nosiłam na szyji łańcuszki i szaliki, depilowałam się, udało mi się zachlapać brzuszek podczas zmywania, parę razy się wystraszyłam ale nie pamiętam czy dotykałam się brzucha...
Jak widzicie wykorzystałam prawie wszystkie przesądy - na szczęście się nimi nie przejmuję
Wspominałyście parę (lub paręnaście) stron temu o oscypkach i owocach morza...
Mój lekarz powiedział mi, że mnie nie zmusi do jedzenia zarówno tego jak i serów pleśniowych o które pytałam... uprzedził mnie tylko, że bardziej niebezpieczne są nieumyte owoce i brudne ręce, a jak nie mam ochoty na ser pleśniowy to nie muszę go jeść ale też mi nie zaszkodzi jak się skuszę...
Dzięki temu jedyne czego sobie odmawiam to serki przerośnięte pleśnią np. blue (ach tego to mi szkoda) i wszystko co surowe (głównie chodzi o wędliny)... owoce morza jadam w ograniczonych ilościach, oscypki pochłaniam jak są dostępne, uwielbiam sery typu bree i po konsultacji od czasu do czasu po nie sięgam...
chyba jedynie zrezygnowałam z pangi ale to przez małego bo mu niesmakowałą a późneij wpadł mi jakiś artykuł o niej w ręce więc po prostu nei mam na nią ochoty...
Malutka trzymam kciuki za krótki pobyt i pozytywne wieści.
Cały czas jestem myślami ze Szczęścliwą ale nie chcę jej męczyć zgodnie z życzeniem.
Wszystkim leżakującym życzę cierpliwości i wytrwałości - już niedługo
reszcie cierpiących na dolegliwości ciążowe życzę szybkiego powrotu do stanu używalności
chciałabym, żeby i wasi mężowie pomagali w domku tak jak mój bez pytania bo to wielka wygoda - choć dla odmiany to ja mam dołka psychicznego, że np. nie pozmywałam a cały dzień byłam w domku. Mój B. mi wtedy cierpliwie tłumaczy, że on też musi coś pożytecznego zrobić bo się będzie źle czół... no i aż miło jak obiadki zachwala z uśmiechem na ustach.
Pozdrawiam was serdecznie zmykam po mięsko i warzywka do upieczenia. Dziś mam więcej czasu bo autko u mechanika więc B. wróci dopiero po 17...
blubell - apropo czego nie wolno w ciąży... uśmiać się można. A zastanawiałam się ostatnio o co chodziło pani w warzywniaku jak się spytała czy nie bałam się ścinać włosów... no cóż mi jeszcze babcia zabroniła robić na drutach i szydełki i oczywiście szaliki nosiłam i łańcuszki więc murowane, że mam małego owiniętego pępowiną.
A co jeszcze przeskrobałam? o to lista:
smażyłam i nie raz mi prysnął tłuszcz na ręce, obciłam włosy, oglądałam horrory, w pracy i na osiedlu mam nie pełnosprawnych i nie odwracam wzroku jak ich widzę, kiszony ogórek się przewinął, słońce uwielbiam i ładuję się jego energią jak można, hmmm są mniej niż 2 miesiące do końca więc mojemu maluszkowi będą ropiały oczka, podnosiłam ręce do góry, siedziałam z założoną nogą na nogę (teraz już mi nie wygodnie), patrzyłam na księżyc, patrzyłam przez wizjer w drzwiach (jak inaczej sprawdzić kto dzwoni?), parę brzydkich osób miałam na swojej drodze, nosiłam na szyji łańcuszki i szaliki, depilowałam się, udało mi się zachlapać brzuszek podczas zmywania, parę razy się wystraszyłam ale nie pamiętam czy dotykałam się brzucha...
Jak widzicie wykorzystałam prawie wszystkie przesądy - na szczęście się nimi nie przejmuję
Wspominałyście parę (lub paręnaście) stron temu o oscypkach i owocach morza...
Mój lekarz powiedział mi, że mnie nie zmusi do jedzenia zarówno tego jak i serów pleśniowych o które pytałam... uprzedził mnie tylko, że bardziej niebezpieczne są nieumyte owoce i brudne ręce, a jak nie mam ochoty na ser pleśniowy to nie muszę go jeść ale też mi nie zaszkodzi jak się skuszę...
Dzięki temu jedyne czego sobie odmawiam to serki przerośnięte pleśnią np. blue (ach tego to mi szkoda) i wszystko co surowe (głównie chodzi o wędliny)... owoce morza jadam w ograniczonych ilościach, oscypki pochłaniam jak są dostępne, uwielbiam sery typu bree i po konsultacji od czasu do czasu po nie sięgam...
chyba jedynie zrezygnowałam z pangi ale to przez małego bo mu niesmakowałą a późneij wpadł mi jakiś artykuł o niej w ręce więc po prostu nei mam na nią ochoty...
Malutka trzymam kciuki za krótki pobyt i pozytywne wieści.
Cały czas jestem myślami ze Szczęścliwą ale nie chcę jej męczyć zgodnie z życzeniem.
Wszystkim leżakującym życzę cierpliwości i wytrwałości - już niedługo
reszcie cierpiących na dolegliwości ciążowe życzę szybkiego powrotu do stanu używalności
chciałabym, żeby i wasi mężowie pomagali w domku tak jak mój bez pytania bo to wielka wygoda - choć dla odmiany to ja mam dołka psychicznego, że np. nie pozmywałam a cały dzień byłam w domku. Mój B. mi wtedy cierpliwie tłumaczy, że on też musi coś pożytecznego zrobić bo się będzie źle czół... no i aż miło jak obiadki zachwala z uśmiechem na ustach.
Pozdrawiam was serdecznie zmykam po mięsko i warzywka do upieczenia. Dziś mam więcej czasu bo autko u mechanika więc B. wróci dopiero po 17...
Ostatnia edycja: