Nie marudzisz, ja pamietam to czekanie na kolejne badania męża. Pamietam tez co się działo gdy odebrałam wyniki, które klasyfikowali nas do dawstwa. Płakałam mojej mamie w mankiet... ale stwierdziłam, ze dopóki jasno nie powiedzą nam dawca to do przodu. Nieudany transfer to nic, najgorzej to po poronieniu było. Jesteś młoda zdrowa, możesz mieć dzieci, ale kurna nie możesz. No, bo masz bezpłodnego męża tylko do niego ktoś mówił „tato” a Ty jesteś samotna jak palec.. i niewiadomo czy kiedykolwiek ktoś powie do Ciebie „mamo”. Człowiek wtedy wpada w jakieś mroczne miejsca, bo każdy je ma. I wtedy się wydaje, ze nie będzie lepiej. Jakoś lepiej bądź gorzej człowiek to przetrwa a wszystko się może zmienić za rok, dwa czy pięć lat. Byłam w takich sytuacjach, ze wydawało mi się, ze nie mam siły już dalej. I wiem, ze zawsze jest coś dalej... rany się goją „trzeba dać czasowi czas”, dostajemy to czego potrzebujemy niekoniecznie to co chcemy, ale to nas potrafi uszczęśliwić. A i nic nie jest napewno - to ze dzisiaj walczysz o jedno chociaż dziecko to nie znaczy, ze za rok, dwa nie będziesz mieć gdzie tych dzieci pomieścić:-) bo życie jest przewrotne.