Już nie chciałam wczoraj dokładać. Myślałam że może jeszcze jak kiedyś mój mąż takze ten "osobnik" musi latać napić się z kolesiami. No ale to było na początku naszego małżeństwa.
Myślę że tutaj nie chodziło o pomoc fizyczną tylko o wsparcie emocjonalne, a właściwie jego brak. No cóż mężczyźni nie są w tym mistrzami. Mój staruszek raczej był obojętny podczas procedury, czasem zrobiłam mu jakąś jazdę i patrzył na mnie jak na wariatkę. Z drugiej strony teraz oceniam że i ja nie byłam miła a raczej mega wkurzona. Myślę że nie wiedział nawet jakie to dla mnie emocje.
Jeszcze tylko od siebie mogę dodać dzieci wcale nie naprawiają relacji . Bardziej potęgują problemy w związku. Miewałam myśli aby rzucić mojego staruszka, tylko kuwa tyle lat pracy nad nim i wszystko zaczynać od początku....