Dziękuję dziewczyny za pamięć i kciuki.
Leżę w lozku i probuje ten dzien jakos do kupy poskładać,to co się wydarzyło.
W pt po rozmowie z embriologiem bylam przeszczęśliwa ze dalej w 3ciej dobie jest 6/6zarodeczkow.
Wczoraj wylądowałam na SORze z bolem w klatce i nie byłam pewna czy dzis transfer sie odbędzie ale jednak o 12:05 dostalam swoje dzieciątko.
Jak zobaczylam doktorka w zabiegowym to się ucieszylam,ze to już tuż tuż,zapytal jak sie czuje, czy jestem gotowa i powiedzial ze "jest w szoku ze tyle zarodkow padło w 4 dobie" i tu sie zaczął mój zamęt,amok,stres, ból, ciężko to opisac,czasem mialam wrazenie ze poprostu stalam obok calej tej sytuacji.
Mieliśmy 1 blastocyste do transferu-5doba i reszta zatrzymala sie na etapie moruli,1jest niewiadomy i czekają do 6doby. 4 zarodki nie przebily sie przez 4dobe.
11 komorek pobranych(I stymulacja-7-finalnie 1slaby zarodek),8dojrzalych,zaplodnionych 6,w5tej dobie jeden zarodek nadajacy sie do transferu,klasa b12,bez fragmentacji za to z naciekami z endometriozy.
Jestem po transferze i zamiast sie cieszyć kropkiem w środku to się zamartwiam jego rodzenstwem, nogi przy transferze mi drżały,czulam sie dziwnie,zero nadziei,jakas bezsilność mnie dopadła,czy moge cos jeszcze zrobić? Juz myśli o kolejnej stymulacji czy jest sens z moimi komórkami?
Mam nadzieje,ze jutro będzie lepiej bo dziś skołowana jestem i zwyczajnie mi smutno