Ha, i to właśnie najlepsze. Pół nocy wypełnialiśmy z mężem z czwartku na piątek ankiety do invicty. 28 stron drobnym drukiem kosmicznych pytań. Maź wzią piątek wolny żeby ze mną pojechać. A rano wyobraźcie sobie znowu mi do głowy strzeliło, milion watpliwości. Czy to ma sens takie odkręcanie wszystkiego, lekarza, klinki na łapu capu, na ostatnią chwilę. Zastanawiam się w nocy i doszłam do wniosku, ze większość moich działań w tym tygodniu spowodowała panika i...zbliżająca się @. Stare dobre pms. A kiedy małpa przyszła i hormony się uspokoiły to i ja się uspokoiłam. Odgrzebałam telefon do mojego lekarza, do tej pory nie odważyłam się zadzwonić bo bałam się że przeszkodzę. Odczekałem do 8 rano i zadzwoniłam. Odebrał, wypytałam się o wszystko co mnie stresowało, na wszystko mi odpowiedział. I postanowiłam po prostu mu zaufać, co ma być to będzie. Odwołałam spotkanie w Invicta, wieczorem wzięłam pierwszy zastrzyk, dzis drugi. We wtorek mam kontrolę. I w ogóle odszczekuję moje psioczenia bezmyślne... Prawdę mówiąc wstyd mi za nie. Jak miałam watpliwości i pytania to trzeba było na wizycie pytać w poniedziałek a jak zapomniałam to zadzwonić od razu a nie cudować i odstawiać cyrki.
Na zakończenie dodam, że mój mąż to anioł cierpliwości chyba...
Napisane na iPad w aplikacji
Forum BabyBoom