reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

Dorota mądra z Ciebie kobita:-p

Annemarie fakt, dzieci niewinne, same na ten świat się nie prosiły:-p Ale ja mimo, że staram się być ogarnięta i sprawiedliwa potrafię pojechać mojemu M. Wczoraj na przykład wyliczałam co się nam bardziej opłaca wychowawczy czy prywatny żłobek. Oczywiście, że powrót do pracy i prywatny żłobek. Ale kalkulacja kosztów dla mojego M, była nie lada zaskoczeniem...
W efekcie stwierdził, że go na to dziecko nie stać, no i że jeżeli te koszty to prawie 1800zł/miesiąc. "To jak on wcześniej utrzymywał niepracującą babe, siebie i dziecko za pensje w średniej krajowej?". No po prostu się zagotowałam po tym tekscie:wściekła/y:Jak się dziecko chowało w innej epoce, gdzie panstwowe przedszkole z wyzywneiniem kosztowało 300zl/miesiąc a teraz panstwowe przedszkola kosztuja 500-600zł zjedzeniem. To chyba koszty życia się podniosly trochę, nieee??. A jak nie doszło do mózgownicy to pojechałam po bandzie:-p że trzeba było się zastanowić nad tym przed majstrowaniem pierwszego, albo drugiego dziecka. A nie teraz płakać.Prawde powiedziałam pani psycholog? czy pojechałam :-p? ps. jak nas nie przyjmą do panstwowego żloba to bedzie prywatny , bo nie mamy nikogo do pomocy.
To nie jest moja fanaberia.
Wyslaąlm Ci wiadoość na priv..????

Emi u mnie tez był niedobry mąż, bo ona ma dziecko a ja nie:-p Najważniejsze, ze się udało:-)

moniusia bezpłodność , strasznie niszczy związki i czasem nie rozumiemy nawet o co nam samym chodzi:-p gdy kręcimy awantury:-p

jak was lubię babeczki przed/po 40tce tutaj bo wnosicie takie balans, spokój duszy, dojrzałość połączoną ze zrozumieniem:-p
 
Ostatnia edycja:
reklama
najki to co się dzieje po nieudanym transferze, to nic w porównaniu do straty.Bo nie którzy będą przezywać poronienie tak samo, nie ważne czy w 5tc czy w 25tc. Sam fakt, ze jesteś tak blisko i znowu los z Ciebie zakpił. Ale to wszystko umacnia charakter:-) ja przeszłam 3 transfery i full service. Nieudany, poronienie i ciąże:-p oszczędzono mi atrakcji w postaci 5 transferu czy 5 procedury. Po prostu mieliśmy szczęście.
Poza tym, gdy ustalona jest przyczyna bezpłodności i wiadomo, ze tylko jedna ze stron ma problem. To funkcjonuje się zupełnie inaczej. Ludzie musza gdzieś skierować swoja frustracje i skupiają się na obwinianiu bezpłodnego partnera. Nawet jeśli to głupie. nielogiczne... A ten partner zamyka się w sobie z tym poczuciem winy, albo jest awantura. Najgorsze, ze nikt nie czuje się zrozumiany czy wysłuchany.. i tak powoli się wszystko rozpada:-p
My leczyliśmy się w Invikcie w Wawie.

Ja myślę kate, że każda strata jest trudna i dla każdego może znaczyć co innego.
Przeżyłam stratę bliskiej osoby i dla mnie - jest zdecydowanie trudniejsza i bardziej bolesna niż nieudany transfer...ale gdybym (tfu tfu, nie daj Bóg..) poroniła np. w 25 tyg to nawet nie wyobrażam sobie jakbym to przeżyła...i czy w ogóle bym przeżyła.
U nas - jak się nie udawało, to pierwsze co pomyślałam - trzeba zbadać nasienie. Mąż nie robił problemu ale wyczułam u niego lekki "zawód" że mogłam w ogóle pomyśleć, że z nim "jest coś nie tak". Los pokazał co innego - to ja a jestem lewa i szczerze mówiąc do dziś nie mogę sobie z tym poradzić. Czuję się gorsza i wybrakowana i chodź mój kochany robi wszystko, żeby ukoić moje skrzywdzone ego - na nic to. Tak już mam. Dla mnie to jest porażka - a ja zdecydowanie nie lubię przegrywać..
Pytałam czy leczysz się w Invikcie i czy to tam wam pomogli...tzn korzystałaś z pomocy psychologa, booo zastanawiam się czy i nie lepiej dla mnie by było...gdybym się do niego wybrała. I nie chodzi tu o samą procedurę, ale i wiele innych czynników, których już ostatnio nie ogarniam :baffled: Czekam i czekam aż pojawi się jakaś pozytywna iskierka w życiu i nic...Może nowy rok przyniesie więcej radości i pogody ducha ;)
 
a tak w ogóle to Dzień Dobry ;-)
i mocno zaciśnięte kciukasy za dzisiejsze babeczki!!!!!!


WRZESIEŃ:


25: Aisha_23 - transfer
25: fruitofhope - wysoka beta!
25: Kropka1985 - dwie krechy na teście
25: inga_po - wysoka beta!!
25: Bety - kontrola prg
26: DorotaMie - wysoka beta (7dpt)
28: annemarie - wizyta kontrolna
28: najki - podgląd endo (wizyta przed crio)
29: stacy - wizyta kontrolna
29: anika11 - crio pieknego kropeczka 4AA :)
30: bubu - kolejne spotkanie z maluszkiem
30: DorotaMie - wysoka beta! (11dpt)

PAŹDZIERNIK:

01:
fruitofhope - usg
01:
kate_p - kontrola szyjki
02:
kropka - dwie grube krechy na teście :)
02: Kropka1985 - powtórka testu i tłuste dwie krechy :)
03: Bety - wysoka beta!:)
03: Aiska_23 - dwie krechy na teście
06: emenems - ginekolog w Gdańsku
07: Aisha_23 - wysoka beta!
12: emenems - kontrola ciążowa (rodzinny)
14: emenems - kontrola położna
16: moniusia - wizyta w trakcie stymulacji

LISTOPAD:

yplocka1 - kolejne podejście, tym razem szczęśliwe!
 
Cześć dziołchy :-)
Ale dzisiaj dzień :-D

Aisha_23 - transfer masz planowo o 12:00 trzymam kciuki i jesteśmy w kontakcie &&&&&
fruitofhope - wysoka beta!
Kropka1985 - dwie krechy na teście I I
inga_po - wysoka beta!!

A mój prg dzisiaj w 4dpt to 20,6 ng/ml :-):-):-) Mam nadzieję, że to dobry wynik i jeszcze będzie rósł bo ostatnie wyniki były koło 10

Moje kropki dzisiaj:
4dpt.. Blastocysta zaczyna wczepiać się w ściany endometrium - dawajcie maluchy!!!!
 
Ostatnia edycja:
najki tam jest jeden psycholog, w sumie dość specyficzna kobieta. Ale ja mile ją wspominam, a się działo w domu:-p już chyba pod koniec nie dawała nam szans, albo ja ją tak odebrałam. Już myśleliśmy o rozwodzie:-D, ale jakoś poszło. U nas problemów było mnóstwo, nie tylko bezpłodność. Chociaż, w efekcie ja tez zaczęłam czuć się jak osoba bezpłodna. Zaczyna to się niewinnie. Mówią Ci specjaliści od bezpłodności (czytaj koleżanki, rodzina), jak to w magiczny sposób ludzie zaskakiwali. No i człowiek sobie zaczyna myśleć, że może to nie problem w partnerze, tylko we mnie. Bo może gdybym była "super płodna" to by się udało, bo przecież jest tyle historii. Więc sobie wkręcasz, ze ty tez nie możesz mieć dzieci. Potem trzeba się wyplątać z takiego myślenia:-p a jak już wiaomo, kto ma problem i przychodzi akceptacja, kolejny raz się nie udaje. To już nie ma optymistycznego nastawienia. Człowiek zaczyna myśleć, ze nigdy mu się nie uda. Wcześniej nikt mu nie obiecywał, że się uda pierwsza procedura. Ale 100% z nas w to wierzy, że się uda za 1ym razem. Czy to nie jest, niezwykłe? :-p wierzyć, że wyjdzie od razu mimo że jest tylko 30% szans. Ale taki jest człowiek, i dopóki coś go nie złamie. Będzie wierzył w sukces, chociażby na niego było tylko 5% szans:-p
Potem jest deprecha i przestajesz wierzyć w cokolwiek:-p czujesz się gorszy od innych. Bo czy chcą, czy nie chcą inni maja te dzieci, a ty wciąż nie. Taka prosta sprawa - zrobić sobie dziecko.
Człowiek czuje się wybrakowany, naznaczony, gorszy od innych i wtedy pojawia się wstyd...I to są moje odczucia, niby tej strony zdrowej - płodnej. Ale z czasem cierpią obie strony. Bo już nie ważne, kto jest bezpłodny. To wy jako para, razem mieć tych dzieci nie możecie. Mimo, że się staracie, mimo że tak bardzo chcecie..Na szczęście niedługo później była II procedura :-)
 
Ostatnia edycja:
Człowiek zaczyna myśleć, ze nigdy mu się nie uda. Wcześniej nikt mu nie obiecywał, że się uda pierwsza procedura. Ale 100% z nas w to wierzy, że się uda za 1ym razem. Czy to nie jest, niezwykłe? :-p wierzyć, że wyjdzie od razu mimo że jest tylko 30% szans..(....) Potem jest deprecha i przestajesz wierzyć w cokolwiek:-p czujesz się gorszy od innych. Bo czy chcą, czy nie chcą inni maja te dzieci, a ty wciąż nie...(.....)
Człowiek czuje się wybrakowany, naznaczony, gorszy od innych i wtedy pojawia się wstyd...

Jakbyś w mojej głowie siedziała :eek: idealny opis tego co czułam/czuję...
 
Aisha_23 - powodzenia na transferze:-)
fruitofhope ,Kropka1985 ogromne kciuki za pozytywne ciaze dzis:-)
Bety
no to pieknie wszystko zmierza ku dobremu:-)
A tak wogole dziekuje ze jestescie Kate nawiet nie wiesz jakie to wazne ze nam uswiadamiasz tyle rzeczy zwiazanych z leczeniem , jednak czlowiek swiadomy inaczej podchodzi.Poza tym swietnie sie z wami rozmawia i odkrywa kurde to nie tylko ja jestem taka jakas.............. no wlasnie dziwna . Ja niby slina ze wszytkim sobie radze ale nieplodnosc mnie przerasta.Psycholog nie wchodzi u mnie w gre bo jestem jaka jestem emocjonalnie wyczuwam nastawienie szybko dominuje nad osoba. Tu na forum daje sobie pozwolenie na slabosc:-)
 
najki bo w efekcie, każdy przechodzi przez to samo. W novum są warsztaty(bezpłatne), gdzie psycholog trąbi, ze po dwóch latach leczenia (in vitro) przychodzi depresja, U każdego nawet najtwardszego:-p Jedni przerabiają ja wcześniej po pół roku inni po 3latach, ale jest i wygląda w skrócie tak samo. Wszystko zależy od danych jakie masz na dany czas, od rodziny, przyjaciół i od tego jak bardzo świadoma jesteś sytuacji, w jakiej się znalazłaś:-p Ludzie nie są świadomi, że in vitro udaje się 50% par. Czyli połowa wyjdzie z kliniki bez dziecka i raczej się go nigdy nie doczeka. In vitro to jest ostatnia deska ratunku, potem już nie ma nic. Trzeba się pożegnać, ze złudzeniami i zacząć myśleć o adopcji dzieciaczka z serduszka. Rodzina, ehhh tu jest szeroki temat..Moja mama do ideałów nie należy, lae czasempotrafi coś mądrego walnąć.. I kiedy jej się zapytałam , co będzie jak nigdy nie dam jej wnuków. To powiedzila, ze jeżeli ja będę tak szczęśliwa to i ona będzie. Kiedyś w nocy po imprezie (oczywiście w stanie wskazującym) dzwoniłam do niej i żaliłam się jak jest mi źle...to na początku mówiła, że nie każdy musi mieć dzieci. A jak się zapytałam o dawcę, czy adopcję czy zaakceptuje? na co moja mama : a czemu nie? co te dzieci są inne od wszystkich, nie wiem świecą w nocy? :-DWtedy wiedzilam, że jest inne wyjście. Czasem potrzeba nam akceptacji rodziny, żeby iść dalej. A jak jej nie ma, jest w tedy bardzo źle..
Następny temat to przyjaciele, nie potrafią Ci nic powiedzieć, bo nie rozumieją co przezywasz. Mogą się tylko starać zrozumieć. Są osoby, które wierzą gdy ty już nie wierzysz, nie rozumieją nic z tej procedury, ale twardo są z tobą. Jedna z moich przyjaciółek mnie rozwaliła, gdy siedziałam zdolowana usłyszałam "ogranij się, ja wiem, ze ty będziesz miała ten brzuch, po prostu to nie może się tak skończyć":-p Ja miałam dużo wsparcia:-) inaczej chyba nie dałabym rady. Mój M raczej nie dawał sobie rady sam ze sobą,żeby mnie wspierać. Kiedyś powiedział, ze in vitro jest gorsze niż adopcja. Bo tam wiesz, ze kiedyś to dziecko będziesz mieć, a tu nie wiesz czy w ogóle się go doczekasz..mimo ciągłej walki, tylu łez..
Powiem Ci tak, na to żebyś mogła być mamą jest mnóstwo sposobów, ale nie wszystkie można opisywać na forum...:-p
 
Ostatnia edycja:
reklama
kate, mówisz, że 50% się nie udaje ? To już wiem w jakiej połowie jestem ja ;p Kiedyś pamiętam pisałaś, że jesteś też zdania, że ivf się udaje zawsze tylko trzeba próbować.. i sama przyjęłam tą zasadę, ale sama nie wiem czy w to wierzyć :)
Fajnie, że miałaś takie oparcie w mamie, przyjaciółce.
Ja w sumie tylko na mamę liczę, choć ciężko mi się z nią gada o tym, bo jakoś tak boli mnie to, bo wiem, że ona się bardzo martwi..

Co do przyjaciół i w ogóle to ja wiem, że nikt mnie nie rozumie, a takie gadanie, że w końcu się uda, wiem, że służy tylko temu, żeby pocieszyć, ale nikt tego nie rozumie jeśli tego nie przeżył.. Dziś też był szwagier i ja siedzę, a oni się całują, głaszcze narzeczoną (byłą przyjaciłókę moją) po brzuchu, mówi do brzucha . A mnie oczywiście pyta się kiedy pijemy, kiedy potańczymy, bo wiesz moja pyzulka nie może pić to chociaż z Tobą się napiję, śmieje się w głos, rusza mnie, po głowie targa... miałam ochote mu wykrzyczeć czy on do cholery wie co ja przeżywam... ale ugryzłam się, bo co on winny...... w mojej rodzinie jakoś do dzieci się podchodzi tak normalnie.. jest to jest, cześć mała, pogłaskasz po głowie i tyle. Nikt Ci nie wpycha dziecka na siłę na ręce. A tutaj takie ciecianie cały czas, rozmowy jak to cudnie być rodzicem.. że przytul jesteś ciocią! Masz go pilnować, masz się cieszyć, masz wariować na jego punkcie.. Mimo, że wiedzą o ivf i o moim cierpieniu to na siłę każą mi się zmienić, żeby ich dziecko co tydzien widziało się z nami (bardziej z moim M.) Mam wrażenie, że próbują wymusić na mnie to, że mam się pogodzić z tym co jest, ale ubóstwiać ich i ich dziecko, które niedługo się urodzi. Bo w tej rodzinie jak rodzi się dziecko to jest szał i jest święte i wszyscy muszą się skupić na tym dziecku i zapomniec o całym swoim świecie... Nie potrafię żyć z M. rodziną i wiem, że to się urwie niedługo.. za tydzień zaczynam miesięczny urlop i cholera wydaje mi się, że nie wrócę do pracy jeśli się nie uda drugi raz..

Za tydzień mam roczek swojej chrześnicy i idę. Mam nadzieję, że M. ze mną pójdzie mimo tego, że dzień przed są urodziny jego brata, na które ja.. no nie pójdę ;/
 
Ostatnia edycja:
Do góry