@inga po Rozumiem Cie i twoje uczucia bardzo dobrze.
Ja też już po tej próbie pasuję. Tak się entuzjazmuję tym swoim zarodeczkiem i z mężem nad nim ronimy łezki, bo to pewnie pierwszy i ostatni raz, kiedy COŚ jest z nas obojga i żyje i rośnie (przynajmniej na razie, choć tak naprawdę to od wczoraj nie wiadomo). Nawet jeśli się nie uda, ja tego nigdy nie zapomnę i będę doktorom na zawsze wdzięczna, że mogłam tego z mężem doświadczyć. To na zawsze coś w nas zmieniło. Pokazało, że Jego i Moje może się łączyć. Nie jest oddzielone jakąś niewidzialną barierą niemożliwości. To dla nas strasznie ważne na głębokim poziomie. I tak bardzo wzruszające dla nas. Od 10 lat nie zabezpieczamy się. Najpierw były jego żylaki powrózka nasiennego i operacja. Mnie się nie spieszyło, żyłam sobie, pracowałam. Potem były różne inne problemy zdrowotne z mojej strony, nie związane z płodnością. No i w ubiegłym roku zaczęły się prace wspomagane medycznie.
Nie wierzyłam przed przystąpieniem do tej bieżącej procedury, że cokolwiek się zapłodni. Bo wcześniej nie zapładniało się. Wiecie? Mam już nawet wybraną dawczynię
I ten raz chciałam zrobić tak dla czystego sumienia, pewności, ze śladową nadzieją. To dlatego tak kocham ten mój zarodeczek 10C w 4. dobie. Teraz już może mam w brzuszku morulę, a może i blastkę. Who knows. Cokolwiek się wydarzy, to dla mnie mistyczne doświadczenie, które sprawia że trzymamy się z mężem za ręce i patrzymy sobie w oczy zadziwieni. Taka prawda.
@kate_p7 Emocje muszą wyjść. Te nasze stresy, napięcia, oczekiwania, trzeba im pozwolić stopić się i odpłynąć. Nie a sensu zmuszać się do dobrego humoru. Pozwolić sobie na smutek warto, bo za chwilę dzidzia smucić się nie pozwoli.
Jaka beta świadczy o ciąży po 8 dniach od zapłodnienia, a jaka po 11 dniach, a jaka po 15? Tu zielona jestem.