- Dołączył(a)
- 16 Sierpień 2014
- Postów
- 9 245
annemarie ja na przykład nie wstydzę się gadać o bezpłodności - mego męża. Ci co chcą się dowiedzieć i zrozumieć to pytają a my odpowiadamy. Ja ogólnie uważam siebie za osobę o wysokim poziomie samoświadomości, znam swoje ograniczenia. Mało osób jest w stanie przyznać się przed samym sobą a co dopiero przed światem, że jesteśmy egoistami, nie ma w nas za grosz altruizmu a empatia to efekt uboczny cierpienia, które kiedyś nas spotkało. Jak to mówią "cierpienie uszlachetnia". Wiele osób nie zgadza się z moim myśleniem, z moim obrazem świata, mają do tego prawo ale często przy braku argumentów nas obrażają (do czego prawa nie mają). No i wtedy kończy się taką znajomość, albo z nostalgią że było fajne i się skończyło. Albo w moim stylu - "z wielkim hukiem" Jak ja to zawszę tłumaczę, wcześniej zacznę poszukiwania nowych znajomych tym szybciej ich znajdę. A nie będę tkwić w relacji, która do niczego nie prowadzi... Na chwilę obecną mam znajomości wieloletnie przyjaźnie 15, 10 letnie i wciąż buduję nowe:-) Nie mam zamiaru chodzić i umoralniać ludzi jak te panie ze wspólnoty, wystarczy ze nie będę się wstydzić bezpłodności, ivf, mojego dziecka..szanuje tez poglądy ludzi, którzy uważają in vitro za zło, albo jasno deklarują że by tą drogą nie poszli. Tak samo jak oni szanują mnie i moje wybory:-) Bo to nie ty masz obcej babie na siłowni opowiadać swoją historię leczenia, tylko przyjaciołom rodzinie, a oni będą gadać ze swoimi przyjaciółmi itp... Bo żeby zrozumieć, trzeba znać sytuacje, żeby jeszcze chcieć zrozumieć trzeba mieć relacje...A co mnie obchodzi że Ziuta z siłowni ma problemy z płodnością a może nawet z mężem... bo kim ona dla mnie jest...