Oj babki jesteście naprawdę nieocenione...Dziękuję Wam wszystkim za kciuki i ciepłe słowa.
Oczywiście ja się nie poddam
Myśleliśmy z moim M o krótkiej przerwie, o chwili oddechu...ale ja chyba nie umiem. Będę próbować póki starczy mi sił...i aż się w końcu kuźwa uda. Chodź wiem, że mój mąż też jest tym trochę zmęczony...ustaliliśmy, że do 3 razy sztuka. Podejdę teraz do crio a gdyby się nie udało, to zrobimy miesiąc lub dwa przerwy i w nowym roku znów będziemy walczyć.
Wahania nastrojów mam przeokrutne...wyryczałam się już w piątek. Ja raczej z tych mocno stąpających po ziemi...wiedziałam, że już po ptokach. W cuda wianki nie wierzę...Także dzisiaj tylko potwierdziłam wynik i odstawiam leki (bo mogę prawda
kate? nie ma sensu ich chyba ładować aż do piątku..)
Potrafię normalnie pracować i się uśmiecham, chyba nieźle potrafię aktorzyć
ale czasem siadam w domu i łzy same mi lecą...czuję bezradność, bo nie rozumiem DLACZEGO cholera znów się nie udało??? Oboje po ok 30 lat, nasienie OK, moje wszystkie wyniki w porządku, dobre AMH, jedyny problem to brak drożnych jajowodów. Zarodki całkiem ładne i beta jakaś tam jest...ale niska, słabo przyrasta i spada...Po pierwszej porażce pomyślałam, że OK, może zarodek ładny "z zewnątrz" ale wadliwy genetycznie czy coś ( z resztą tak mówiła sama dr) ale drugi raz i znów to samo? Zaczynam się martwić czy jakiś genetycznych problemów nie ma...nie robiłam kariotypów ani nic.Może przydałaby się też histeroskopia?
W piątek mam wizytę to zobaczymy co dr powie...pytań mam wiele - będę go męczyć :]
Wiem, że jestem silna jak nigdy i chodź mam łzy w oczach pisząc to - teraz, to będę walczyć do usranego końca. Bo pragnę tego dzieciaka jak niczego w życiu.
Ogarnę za chwil kilka wszystkie posty i wrzucam nowy kalendarz
Za wszystkie walczące ściskam kciuki!!!
Emi - cudowne wieści! niech Stefka aka Anka zdrowo rośnie